Polscy przestępcy, będą deportowani z dożywotnim zakazem powrotu do Wielkiej Brytanii.

Brytyjski minister sprawiedliwości Alex Chalk, ma pomysł na brak miejsc w więzieniach a także jak ograniczyć koszty. Brytyjski polityk chce, by zagraniczni sprawcy lżejszych przestępstw nie byli sądzeni, tylko deportowani z dożywotnim zakazem powrotu do Wielkiej Brytanii. To oczywiście dotyczy również polskich przestępców.

„Daily Telegraph” przywołuje statystyki ministerstwa sprawiedliwości, z których wynika, że w więzieniach i aresztach w Anglii i Walii przebywa obecnie 10 441 cudzoziemców, zatem stanowią niespełna 12 proc. z ogólnej liczby 88 tys. osadzonych. Ok. 3300 zagranicznych przestępców jest w aresztach – zostali oskarżeni, ale nie zostali jeszcze skazani. To właśnie te osoby mogłyby w pierwszej kolejności zostać deportowane.

Dalsza część tekstu
pod materiałem naszej reklamy:

Alex Chalk przyznał, że do pomysłu deportowania zagranicznych sprawców przestępstw skłoniła go „silna frustracja” z powodu kosztów ponoszonych przez podatników w związku z utrzymywaniem więźniów, które wynoszą 47 tys. funtów rocznie na każdego osadzonego. Dodał, że przyczyną jest także brak miejsc w więzieniach. Według stanu na koniec lutego 2024 r. na 89041 miejsc w więzieniach w Anglii i Walii wolnych było tylko nieco ponad tysiąc.

Alex Chalk w rozmowie z dziennikiem „Daily Telegraph” poinformował również, że rozpoczął rozmowy z Polską i Rumunią w sprawie odsyłania pochodzących z tych państw więźniów, by resztę wyroków odsiadywali w swoich krajach. Minister sprawiedliwości powiedział, że chciałby zawrzeć z Polską i Rumunią podobne umowy do tej, którą w zeszłym roku podpisano z Albanią. Na jej mocy ok. 200 obywateli tego kraju z wyrokami co najmniej czterech lat zostało odesłanych do ojczyzny, aby tam odsiadywali resztę wyroku.

Według statystyk, Albańczycy stanowią największy odsetek wśród zagranicznych więźniów. Obecnie jest ich 1323, czyli prawie 13 proc. wszystkich osadzonych. Na drugim i trzecim miejscu są obywatele Polski i Rumunii, którzy stanowią odpowiednio 9 proc. oraz 7 proc. zagranicznych skazanych.

__________

Źródło: „Daily Telegraph”. PAP
Fot: Fotolia


Najnowsze wpisy

No post found

Najgorsza linia lotnicza według Brytyjczyków. Przewoźnik się tłumaczy.

W badaniu satysfakcji z korzystania z linii lotniczych, przeprowadzonym przez lidera wśród organizacji konsumenckich w 2023 roku, przeanalizowano 10775 lotów. W związku z powyższym poproszono pasażerów z Wielkiej Brytanii o ocenę pod względem nie tylko obsługi klienta ale również stosunku jakości do ceny, komfortu siedzeń a także jedzenia i napojów. Najgorszą linią lotniczą na krótkich dystansach okazała się linia Wizz Air – i to drugi raz z rzędu.

„(…) nasza ankieta pokazuje, że pasażerom wielu linii lotniczych niestety wciąż nie oferuje się żadnej pomocy w przypadku odwołań lotów w ostatniej chwili. Ponadto często mają oni do czynienia z fatalną obsługą klienta i podstępnymi dodatkowymi opłatami za bagaż, podnoszącymi ostateczną cenę” – podsumował redaktor ds. podróży Which? Rory Boland.

Dalsza część tekstu
pod materiałem naszej reklamy:

Kto zatem według opinii jest najgorszy?

1. Wizz Air otrzymał zaledwie jedną gwiazdkę na pięć za obsługę klienta, uzyskując ogólny wynik 44% zadowolenia pasażerów. 

2. Na drugim miejscu znalazł się Ryanair 47% zadowolonych pasażerów

3. Na trzecim miejscu Iberia 49% zadowolonych pasażerów

4. Na czwartym miejscu Vueling 53% zadowolonych pasażerów

Marion Geoffroy, dyrektor zarządzająca Wizz Air UK na Wielką Brytanię, poinformował, iż Wizz Air zdecydowanie zakwestionował wyniki tej analizy, stwierdzając, że metodologia badania jest „wprowadzająca w błąd”, a wyniki „nie są reprezentatywne” dla bazy klientów linii lotniczej. Dodał równocześnie, że badania satysfakcji klientów w całej siatce połączeń i opinii setki tysięcy pasażerów, potwierdziło, że są zadowoleni ze świadczonych przez Wizz Air usług. Podsumowując wyniki Marion Geoffroy, powiedział, że zadowolenie klientów poprawia się z roku na rok i jest znacznie wyższe, niż sugeruje to raport.

__________

Źródło: „The Independent „. Fot: Fotolia


Najnowsze wpisy

No post found

Otyłość to śmiertelna choroba: niewydolność serca, cukrzyca, zaburzenia oddechowe, depresja…

Otyłość jest, jak gdyby szczytem góry lodowej, pod którym tkwią: niewydolność serca, cukrzyca, zaburzenia oddechowe, niewydolność żylna, jak również zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego i zaburzenia psychiatryczne – pojawia się depresja. Więcej: otyłość sprzyja chorobom nowotworowym; dziś znamy dobrze zależność pomiędzy otyłością a nowotworami np. jelita grubego czy macicy u kobiet – mówi w rozmowie z PAP prof. Wojciech Lisik, krajowy konsultant transplantologii klinicznej.

Mózg sam z siebie nie wie, że się najadł, musi dostać odpowiedni sygnał z przewodu pokarmowego. Jeśli nie dostanie takiej informacji, to nie kontroluje łaknienia. Jest takie powiedzenie, że „syty głodnego nie zrozumie”, i ono bardzo przylega do grupy osób otyłych. (…) Problem bardzo często zgłaszają panie – dla nich powszechnie dostępne rajstopy są za małe, nie są w stanie kupić sobie ubrań, wstydzą się pójść do sklepu, wstydzą się wyjść na ulicę. Wreszcie, jak bardzo utrudniona jest podstawowa toaleta i czynności higieniczne w przypadku zaawansowanej otyłości.

Dalsza część tekstu
pod materiałem naszej reklamy:

PAP: Z doniesień, jakie do mnie docierają, wynika, że lekarze coraz częściej decydują się leczyć otyłość chirurgicznie, np. zmniejszając pacjentowi żołądek. Czy tak jest faktycznie?

Prof. Wojciech Lisik: Nie wszystkie te operacje polegają na zmniejszeniu żołądka, ale wszystkie należą do grupy zabiegów tzw. chirurgii metabolicznej (kiedyś mówiło się bariatrycznej), czyli chirurgicznego leczenia otyłości, gdyż leczą one, bądź zapobiegają wystąpieniu chorób metabolicznych związanych z występowaniem otyłości, czyli tzw. powikłań otyłości.

Ten wzrost istotnie nastąpił, a wzięło się to z dwóch rzeczy: po pierwsze rosnącej świadomości pacjentów, ale też lekarzy, którzy leczą takich chorych; te operacje stały się akceptowalne w szeroko rozumianym społeczeństwie. Po drugie zaś wynika to ze skuteczności tych operacji w leczeniu otyłości i jej powikłań; jest ona o wiele większa, niż leczenie zachowawcze.

PAP: Na czym polegają te zabiegi?

W.L.: Zanim do tego dojedziemy, trzeba sobie powiedzieć wprost, że otyłość jest chorobą. To nie tylko zaburzenie związane ze zwiększoną objętością ciała, z „inną urodą”, ale chorobą, której źródłem jest mózg, ośrodkowy układ nerwowy, a nie żołądek czy wątroba. Osoby otyłe mają zaburzone poczucie sytości po przyjmowaniu pokarmów, mają zaburzoną reakcję hormonalną przewodu pokarmowego na jego wypełnienie pokarmem. W przypadku osób szczupłych pojawia się granica sytości: ktoś je i w pewnym momencie ma dość, czuje się nasycony. W przypadku osób otyłych ta sytość pojawia się albo bardzo późno, albo nie nadchodzi prawie wcale. Chory ma już wypełniony cały żołądek, jelita, ale wciąż czuje się głodny, gdyż do mózgu nie dopływa sygnał „już jestem najedzony”.

Kolejna rzecz to ta, że od 2012 leczenie chirurgiczne zaczęło być akceptowane w Polsce przez diabetologów, jako skuteczna terapia w przypadku chorych z cukrzycą typu 2., u których występuje nadmiar masy ciała – i to też wpływa na to, że takich zabiegów jest coraz więcej.

Pytała pani, na czym one polegają – ingerujemy, różnymi metodami, w przewód pokarmowy – nie w ośrodkowy układ nerwowy – w taki sposób, aby zmniejszyła się pojemność żołądka i pojawił się sygnał, że pacjent już się najadł. Ingerujemy również w proces absorbcji substancji pokarmowych poprzez odpowiednią zmianę architektoniki przewodu pokarmowego.

PAP: Spotkałam się z opinią, że otyłość to choroba śmiertelna. To prawda czy przesada?

W.L.: Większość chorób nieleczonych, które się nie samoograniczają, prowadzi w konsekwencji do śmierci. Otyłość jest, jak gdyby szczytem góry lodowej, pod którym tkwią: niewydolność serca, cukrzyca, zaburzenia oddechowe, niewydolność żylna, jak również zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego i zaburzenia psychiatryczne – pojawia się depresja. Więcej: otyłość sprzyja chorobom nowotworowym; dziś znamy dobrze zależność pomiędzy otyłością a nowotworami np. jelita grubego czy macicy u kobiet. Takich nowotworów zależnych od otyłości mamy kilkanaście, a inne są przez otyłość stymulowane.

PAP: Jaki jest mechanizm tej zależności i stymulacji?

W.L.: To jest mechanizm przede wszystkim zaburzeń hormonalnych, które się pojawiają u osób otyłych. Do tego dochodzi zwiększony ładunek potraw wysokoprzetworzonych – jedzenie dobre, jest jedzeniem drogim, to „śmieciowe” jest tanie, więc najczęściej osoby otyłe jedzą właśnie takie. Zwiększa się aktywność adipokin, interleukiny, cytokin, które jak gdyby współistnieją z otyłością – a to rozpoczyna nowotworzenie. Otyłość jest przewlekłym stanem zapalnym, akumulowanie tłuszczu w komórkach tłuszczowych, w wątrobie, która zaczyna być bardzo duża i otłuszczona – to wszystko powoduje, że osoby otyłe są w przewlekłym stanie zapalnym – i to jest jeden z głównych przyczynków do nowotworzenia.

PAP: Powiedział pan, że są różne metody wykonywania operacji metabolicznych. Proszę opowiedzieć, na czym one polegają.

W.L.: Możemy wpłynąć na dwa mechanizmy, pierwszy to zmniejszenie możliwości przyjęcia pokarmu, np. robiąc rękawową resekcję żołądka: z żołądka, który ma kształt worka, robi się wąską rurkę, jakby rękaw, usuwa się dno żołądka, w którym znajdują się komórki odpowiedzialne za powstawanie uczucia głodu, co przekłada się na modulację hormonalną takiej osoby. Ta metoda operacyjna powoduje także opóźnienie opróżniania żołądka, czyli zmniejszenie perystaltyki, gdyż usuwamy również komórki, które te ruchy inicjują (nie wszystkie, one znajdują się także w innych miejscach przewodu pokarmowego). Poczucie sytości występuje więc nie tylko na skutek działalności hormonalnej, ale także wypełnienia tej części przewodu pokarmowego, która została. Inne operacje, np. gastric bypass, oprócz zmniejszenie objętości żołądka, powodują ominięcie części układu pokarmowego. Dzięki temu zmniejszamy wchłanianie, gdyż jeśli jelito jest krótsze, pokarm przebywa w organizmie krócej, mniej składników odżywczych jest absorbowane przez układ pokarmowy, więc nawet jeśli ładunek kaloryczny przyjętego pokarmu jest duży, to wchłania się tylko jego część.

Kolejnym czynnikiem, który przyczynił się do upowszechnienia tych operacji jest to, że obecnie przeprowadzamy je metodami minimalnie inwazyjnymi, czyli nie przecinamy brzucha, nie robimy cięcia dwudziestocentymetrowego, po to, by dotrzeć do przewodu pokarmowego, tylko wkładamy, przez małe nacięcie o szerokości jednego centymetra, pięć narzędzi, za pomocą których robimy duży zabieg operacyjny. Chorzy rehabilitują się błyskawicznie, następnego dna po operacji wychodzą do domu, zamiast, jak kiedyś, leżeć w szpitalu nawet kilka tygodni.

PAP: Jakie są wskazania do tego typu operacji?

W.L.: Mamy tutaj dwie granice. Pierwsza – jeśli chory jest tylko otyły (i to musi być otyłość związana tylko z żywieniem, a nie z zaburzeniami endokrynologicznymi, które mogą spowolnić metabolizm, jak np. niedoczynność tarczycy), ma BMI (wskaźnik masy ciała) powyżej 40., a nie ma innych powikłań otyłości, jak cukrzyca, przewlekła niewydolność serca, obturacyjnego bezdechu sennego czy zaburzeń lipidowych – to taka osoba ma wskazania do operacji.

Natomiast jeżeli takie choroby związane z otyłością występują, to wystarczy, że ma BMI powyżej 35, aby się kwalifikować do zabiegu. W tej chwili uważa się, że należy się zastanowić nad operacją u chorych z BMI powyżej 30., u których występuje cukrzyca typu 2., niedająca się leczyć w sposób zachowawczy.

PAP: Na ile ważna w procesie leczenia jest świadomość pacjenta co do jego choroby oraz chęć współpracy z lekarzami i personelem medycznym?

W.L.: To jest podstawowy warunek kwalifikacji do operacji. Jeżeli chory chce być zoperowany, musi mieć świadomość tego, że jest otyły. Musi wiedzieć, że otyłość doprowadzi do jego wcześniejszego zgonu, bo ci chorzy umierają 10-15 lat wcześniej, niż ich rówieśnicy z prawidłową masą ciała. Generalnie – jego zgoda na zabieg operacyjny musi być świadoma.

Wymagamy od takich pacjentów, żeby w trakcie kwalifikacji do zabiegu schudli o osiem procent masy wyjściowej – jeśli to się to uda, jest dowodem, że chorzy są zdeterminowani, czyli będą w stanie utrzymać reżim, który występuje po zabiegu operacyjnym.

Poza tym taki ubytek w pierwszej kolejności powoduje zmniejszenie objętości wątroby, bo wątroba chudnie najszybciej. A jeśli schudnie wątroba, to mamy większą przestrzeń do operacji, gdyż operujemy głównie pod wątrobą.

Tak więc, jeżeli taki chory w okresie obserwacji, w okresie kwalifikacji, która trwa od trzech do sześciu miesięcy, jest w stanie zastosować się do naszych zaleceń i spełnić nasze oczekiwania, to jest on dobrym kandydatem do zabiegu bariatrycznego.

PAP: Jaki odsetek tego typu zabiegów kończy się sukcesem?

W.L.: To wszystko zależy od tego, jakie są oczekiwania pacjenta, bo czym innym jest sukces terapeutyczny z medycznego punktu widzenia, a czym innym jest sukces osobisty pacjenta. W przypadku sukcesu medycznego mówimy o skutecznym ubytku masy ciała, przynajmniej 70 proc. nadmiaru, w okresie roku-półtora od zabiegu operacyjnego. Ten nadmiar masy ciała oblicza się od wagi idealnej.

Dam przykład: jeżeli hipotetycznie mam 180cm wzrostu, ważę 130 kg. (czyli moje BMI wynosi 40 kg/m2), to moja idealna waga wynosi 76 kg. a nadmiar masy ciała 54 kg. Jeśli uda mi się schudnąć 38 kg, czyli uzyskam wagę 92 kg., będzie to sukcesem z punktu widzenia medycznego.

Obserwujemy jednak, że chorzy już kilka-kilkanaście dni po operacji wymagają zmniejszenia leków na cukrzycę. Kilka tygodni po ubytku wagi, nawet nie jakimś spektakularnym, wymagają zmniejszenia dawek leków na nadciśnienie, a po jakimś czasie u części tych chorych leki te są zupełnie odstawiane. To wszystko jest związanie nie tyle z ilością ubytku masy ciała, ale również z mechanizmem działania zabiegu operacyjnego. Więc jeśli dana osoba miała trudno prowadzącą się cukrzycę, jeśli miała niestabilne nadciśnienie tętnicze czy przewlekłą niewydolność serca, a te dolegliwości, te choroby zmniejszają swoje nasilenie lub wręcz ustępują, możemy wtedy również mówić o sukcesie z punktu widzenia medycznego, ale osobistego też.

Inaczej jest, jeśli przychodzi pani, która ma 170 cm wzrostu, waży 125 kg, a chciałaby ważyć 55 kg, bo kiedyś tam, w okolicach matury, tyle ważyła – możemy nie osiągnąć takiego ubytku. Jeśli więc nie ma świadomości, jaki jest cel tego zabiegu, albo celem jest tylko osiągnięcie wymarzonej wagi, to może się okazać, że ten sukces osobisty nie zostanie osiągnięty nigdy, mimo że będzie sukcesem z medycznego punktu widzenia.

PAP: Proszę wyjaśnić, dlaczego cofnięcie się chorób, bądź osłabienie ich nasilenia, nie jest tyle związane z utratą masy ciała, co z samym zabiegiem.

W.L.: Jedno z drugim się wiąże, ale nie jest tak, że ilość zrzuconych kilogramów przekłada się bezpośrednio na poziom zmniejszenia objawów towarzyszących chorobom. Już sama ingerencja w przewód pokarmowy sprawia, że w organizmie pojawia się wrażliwość na hormony wydzielane przez jelita oraz w sposób istotny zmniejsza się poziom insuliny – to jest też bardzo ważny czynnik.

PAP: Czy zdarza się, że pomimo udanej operacji, pomimo początkowego sukcesu terapeutycznego, chory wraca do poprzedniego stanu?

W.L.: Do poprzedniego rzadko kiedy wraca, nie mniej zdarzają się takie osoby. Jedzenie, objadanie się jest uzależnieniem, daje bardzo podobne objawy psychologiczne, jak uzależnienie od alkoholu. I tak, jak wyleczonym alkoholikiem, tak samo osobą otyłą (z mentalnego punktu widzenia) jest się przez całe życie.

Jest to inprint dotychczasowego trybu życia. Poza tym, przy dobrych „chęciach” nawet do malutkiego żołądka można wlać litr czekolady. Ubytek masy ciała po zabiegu to jest oczywiście wynik operacji, ale również zmiana trybu życia, przyzwyczajeń, postępowania dietetycznego. Kwestia świadomości, chęci podjęcia współpracy i wreszcie zgody na trzymanie reżimu wyznaczonego po operacji jest kluczem do osiągnięcia sukcesu. Dlatego, jak mówiłem, nie każdego chcemy zoperować, bo nie każdy osiągnie taki efekt, jaki sobie wymarzył.

PAP: Rozumiem, że mimo zmniejszenia objętości żołądka, chory może nadal się objadać i ponownie go sobie rozpycha.

W.L.: O to właśnie chodzi: jeżeli ktoś będzie jadł wysokokaloryczne produkty, takie, które w małej objętości mają bardzo duży ładunek kaloryczny, będzie pił napoje gazowane, które same z siebie rozciągają żołądek, to z biegiem czasu może się on rozciągnąć. Skrócony przewód pokarmowy też w pewnym momencie może przejąć funkcje tej części, która jest wyłączona, bo nawet jeśli ktoś ma krótkie jelito, to może ono zacząć bardzo intensywnie wchłaniać. Powtórzę: to kwestia świadomości, motywacji i celu. Dlatego niechętnie przyjmujemy do operacji osoby, których jedynym celem jest utrata wagi, żeby lepiej wyglądać, żeby nie mieć kłopotów z kupowaniem ubrań.

PAP: Bo wszystko tkwi w głowie? Ci pacjenci nie wymagaliby operacji, gdyby się lepiej kontrolowali?

W.L.: To nie jest takie proste. Mózg sam z siebie nie wie, że się najadł, musi dostać odpowiedni sygnał z przewodu pokarmowego. Jeśli nie dostanie takiej informacji, to nie kontroluje łaknienia. Jest takie powiedzenie, że „syty głodnego nie zrozumie”, i ono bardzo przylega do grupy osób otyłych.

Wie pani, jaka jest nośność normalnego roweru, który można kupić w sklepie sportowym? To jest ok. 110-115 kg., co wynika z wytrzymałości kół, ramy, tych wszystkich podzespołów, które się nań składają. Rowerki treningowe dla osób ważących powyżej 150 kg. są o wiele droższe, niż te standardowe do 125 kg. Namawianie więc ludzi otyłych do tego, aby zwiększyli swoją aktywność fizyczną, bez wsparcia psychologa, dietetyka, wreszcie rodziny i całego jego otoczenia, nigdy nie będzie skuteczne; taka osoba nie wstanie nagle i nie zacznie spacerować po sześć kilometrów dziennie.

PAP: Wiem, czym jest taki nienasycony głód, gdyż jako dziecko przechodziłam leczenie encortonem.

W.L.: Sterydy świetnie działają przeciwzapalnie, ale w stopniu znacznym zaburzają układ endokrynologiczny i hormonalny i same z siebie powodują zwiększanie masy ciała.

Muszę podkreślić po raz kolejny – nie ma jednej cudownej metody leczenia otyłości. Terapia powinna przebiegać na kilku płaszczyznach: behawioralnej – powinniśmy wpłynąć na nasze otoczenie, zmienić warunki w jakich żyjemy; terapia psychologiczna, która powinna określić cele i wesprzeć chorych w ich osiągnięciu. Terapia dietetyczna wreszcie, bardzo istotna, gdyż wprowadzenie odpowiedniego reżimu dietetycznego, przy zachowaniu objętości pokarmów dających wczesną sytość, może zmniejszyć ładunek kaloryczny spożywanych posiłków. Na koniec kuracja farmakologiczna: w tej chwili mamy leki, które działają na układ hormonalny przewodu pokarmowego, dzięki nim mózg chorego, nawet po małej porcji jedzenia, dostaje informację, że jego właściciel jest najedzony.

PAP: Jak dużym problemem jest otyłość w naszym społeczeństwie?

W.L.: W naszym badaniu POL-O-CARIA prowadzonym w grupie 1,5 mln aktywnych zawodowo Polek i Polaków pokazaliśmy, że co trzecia aktywna zawodowo kobieta ma nadwagę lub otyłość, natomiast taki problem ma aż 2/3 aktywnych zawodowo mężczyzn. Pozostaje jeszcze grupa osób nieaktywnych zawodowo. Ten problem dotyczy 45-50 proc. naszej populacji. Nasze nastolatki są w tej chwili najgrubsze w Europie. Teoretycznie, zabiegu bariatrycznego – z BMI powyżej 40 lub 35 w przypadku występowania powikłań otyłości – potrzebowałoby prawie milion osób. Jak widać, jest to poważny problem.

PAP: Czym się różni nadwaga od otyłości?

W.L.: To rozgraniczenie wymyślono już ponad sto lat temu: ci, którzy mają BMI do 25 mają prawidłową wagę ciała; ci, którzy mają BMI pomiędzy 25 a 30 mają nadwagę; między 30 a 35 to jest pierwszy stopnień otyłości; między 35 a 40 – drugi; a powyżej 40 mamy trzeci stopień otyłości.

PAP: Ten trzeci stopień to już chyba krytyczny?

W.L.: Trzeba by było zdefiniować, gdzie się zaczyna kryzys. Jedno jest pewne: chorzy z taką otyłością prawie nigdy nie osiągną satysfakcjonującego, długotrwałego ubytku masy ciała stosując tylko metodę zachowawczą. To są osoby, u których należy rozważyć operację bariatryczną – skierować je bez zwłoki do odpowiedniego ośrodka, który jest w stanie takich chorych dobrze ocenić, oszacować ryzyko operacji, oraz stwierdzić, czy dana osoba na taki zabieg jest na tyle gotowa, że można się spodziewać sukcesu terapeutycznego.

PAP: Jakie jest ryzyko tego typu operacji, bo – jak przy każdych zabiegach – przecież istnieje.

W.L.: Operacje bariatryczne wchodzą w grupę dużych zabiegów chirurgicznych, czyli takich, które obarczone są ryzykiem poważnych powikłań. Te powikłania mogą być związane zarówno z występowaniem chorób, które już otyłość u chorych wywołała, ale również mogą być spowodowane powikłaniami chirurgicznymi, które po takim zabiegu mogą się pojawić.

Ale jest taka ciekawa praca: oceniono w niej ok. 65 tys. osób, które zostały zoperowane, a miały cukrzycę typu drugiego, i się okazało, że zabiegi bariatryczne są jednymi z najbezpieczniejszych zabiegów operacyjnych w tej grupie chorób. Tu podkreślono również, jak ważne jest przygotowanie do operacji – pacjent wymaga rozpoznania chorób, które przez chorobę mogły być wywołane, a jeśli były wcześniej rozpoznane i leczone, należy ocenić, czy leczenie było adekwatne.

Ten przedoperacyjny ubytek wagi, o którym mówiłem, powoduje, że choroby istotnie zmniejszają swoje nasilenie, zmniejsza się zatem ryzyko powikłań okołooperacyjnych. Jednak, jak w przypadku każdej dużej operacji, ryzyko powikłań zawsze jest wkalkulowane w zabieg. Moją rolą jest zmniejszenie tego ryzyka, przez odpowiednie przygotowanie przedoperacyjne.

Powiem jeszcze, że jesteśmy jedynym ośrodkiem w Polsce, który leczy operacyjnie osoby wymagające przeszczepów narządów – wątroby, nerek, jednak ze względu na swoją otyłość nie mogą być bezpiecznie zakwalifikowane do transplantacji. Takie osoby, często nie będące w stanie stosować się do reżimu leczenia zachowawczego otyłości, są przez nas kwalifikowane i operowane, ostatecznie obniżają swoją wagę, dzięki czemu mogą wejść na listę do przeszczepień.

Mamy tez grupę osób, u których zaawansowanie niewydolności serca wymaga jego przeszczepienia, jednak ze względu na masę ciała i ryzyko operacji nie są kwalifikowane do transplantacji. Tutaj wykonanie zabiegu bariatrycznego otwiera im drogę do przeszczepienia, ale, co ciekawe, u części dochodzi do takiej poprawy funkcji serca, że już nie muszą być wpisani na listę transplantacyjną. Dochodzi do takiej poprawy funkcji tego organu, że przeszczepienie jest im do niczego niepotrzebne. Niesamowite, prawda?

PAP: Niesamowite, jestem pod wrażeniem, Ale proszę wytłumaczyć, na ile współczynnik BMI jest precyzyjny, jeśli chodzi o kwalifikację do operacji bariatrycznych?

W.L.: Samo BMI jest dość kiepskim parametrem, gdyż nie mówi o tym, czy ktoś ma nadmiar masy ciała, czy nadmiar tkanki mięśniowej, a w interesie pacjenta jest nie tyle sam ubytek wagi, co ubytek tkanki tłuszczowej – bo na tym polega problem otyłości. W związku z czym warto tych pacjentów zbadać na analizatorze składu masy ciała i ocenić, czy mają oni za dużo wody, za dużo tłuszczu, czy mają bardzo dużo mięśni. Nie każdy chory z BMI 35 ma wskazanie do zabiegu bariatrycznego, bo – tak, jak w przypadku chorych z niewydolnością serca, nerek czy niewydolnością wątroby – ten nadmiar masy może być spowodowany nadmiarem płynów ustrojowych.

PAP: Albo gromadzeniem się tkanki tłuszczowej na brzuchu?

W.L.: Są dwa podstawowe rodzaje otyłości: brzuszna i biodrowo-udowa. Otyłość brzuszna jest typowa dla mężczyzn, choć też występuje w przypadku kobiet, natomiast otyłość biodrowo-udowa jest charakterystyczna dla kobiet. Ta brzuszna jest związana z o wiele większym ryzykiem występowania chorób metabolicznych związanych z otyłością.

Natomiast jakość życia ma też tutaj kolosalne znaczenie. Problem bardzo często zgłaszają nam panie – dla nich powszechnie dostępne rajstopy są za małe, nie są w stanie kupić sobie ubrań, wstydzą się pójść do sklepu, wstydzą się wyjść na ulicę. Wreszcie, jak bardzo utrudniona jest podstawowa toaleta i czynności higieniczne w przypadku zaawansowanej otyłości. I to wszystko możemy załatwić zabiegiem bariatrycznym: uzyskać poprawę jakości życia.

PAP: Jakie są granice wieku pacjentów, kiedy mogą się poddać takiej operacji?

W.L.: Kiedyś granicą był 60. rok życia. W tej chwili nie ma granicy wielu metrykalnego, oceniamy pacjenta pod względem biologicznym. Operujemy również osoby powyżej 65. roku, choć generalnie zabieg nie przedłuża im życia, gdyż najczęściej czas trwania chorób wywołanych przez otyłość był na tyle długi, że poczyniły one nieodwracalne zmiany narządowe.

Jednak warto, bo poprawa jakości życia jest nieosiągalna innymi metodami zachowawczymi. Jestem chirurgiem ludzi dorosłych, mam możliwość operowania pacjentów powyżej 18 r. życia, ale obserwuję, że coraz więcej zabiegów bariatrycznych robi się u dzieci – chroniąc je przed nadmiarem masy ciała w dorosłości i przed wystąpieniem chorób metabolicznych przez tę otyłość wywołanych.

PAP: Wstrząsające.

W.L.: Wstrząsające, jak każda choroba, a otyłość jest chorobą. Bardzo duże znaczenie ma otoczenie, w jakim przebywają te dzieci. Tak samo, jak depresja, która jest dziś powszechna wśród najmłodszych, o czym się mówi dopiero od niedawna. Przy czym leki na depresję, choć wyrównują nastrój, często sprzyjają otyłości.

Poza tym jedzenie daje przyjemność, wyzwala endorfiny, poprawia więc nastrój. Łatwy jest dostęp do słodyczy, produktów wysokoenergetycznych, które w dodatku są tanie. Rodzice, którzy kupują swoim dzieciom cukierki lub chipsy, zamiast wsłuchać się w ich potrzeby i nauczyć je zdrowego tryby życia, przykładają się do ich nieszczęścia.

Co gorsza, dzieci nie chodzą na zajęcia wychowania fizycznego, opiekunowie „załatwiają” im zwolnienia. A nawet, jeśli wożą je np. na basen, to – jak obserwuję jeżdżąc tam z moimi pociechami – nie pływają z nimi. Siedzą na brzegu i patrzą, jak ich potomstwo tapla się leniwie w wodzie. Nie dają im przykładu, nie wdrażają schematu, który ich dzieci mogłyby przyjąć.

PAP: Często słyszy się opinie, że otyłość w krajach rozwiniętych, jakim jest Polska, dotyka przede wszystkim uboższe warstwy ludności. Czy to się zgadza z pańską obserwacją?

W.L.: Powiem przewrotnie, że na świecie więcej osób choruje na otyłość, niż cierpi z powodu niedożywienia. Tymczasem o niedożywieniu mówimy często, natomiast o otyłości – w tym kontekście – rzadko.

Jedzenie dobre, jest jedzeniem drogim, jedzenie śmieciowe jest tanie i łatwo dostępne, ponadto daje błyskawiczne impulsy do głowy, sprawia przyjemność.

Nie chciałbym tutaj wchodzić w tematykę bogactwa i biedy, ale, jak się przyjrzeć, to wśród np. aktorów czy innych celebrytów, nieczęsto zdarzają się osoby otyłe. Mamy kult szczupłego ciała.

I dobrze, ja bardzo nie pochwalam tego, że ostatnio promuje się tzw. ciałopozytywność, rozumianą jako akceptację dla otyłości. Zaczyna się zrównywać osoby otyłe z osobami szczupłymi promując modelki w rozmiarach XXXL. Jestem temu przeciwny, i to nie ze względu na urodę, czy na samopoczucie. To jest cały proces, który powoduje destrukcję naszego organizmu.

I znów wrócę do zabiegów bariatrycznych: dzięki nim zmniejszamy ryzyko wystąpienia chorób towarzyszących otyłości, a poprzez to zmniejszamy koszty leczenia tych chorób, a więc przyczyniamy się do bardziej ekonomicznego zarządzania środkami publicznymi. Koszty związane z takim zabiegiem nie są małe, ale, generalnie, są opłacalne w systemach, gdzie się liczy pieniądze.

Z tego też powodu zabiegi bariatryczne zaczęły być finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, czyli płatnika wydającego na nie pieniądze. Po prostu: z perspektywy długoterminowej to się opłaca.

Niemniej jednak nie tylko o koszty stricte medyczne tutaj chodzi. Zapewne pani słyszała o sytuacji, podczas której pewien dżentelmen miał zawał, ale, jako że był wielkiej tuszy, nie sposób go było wynieść na noszach poprzez drzwi, gdyż w nich się nie mieścił. Trzeba było wezwać straż pożarną, aby go ewakuowała przez okno. I tu pojawia się pytanie: skąd mężczyzna, który mieszkał sam, miał jedzenie? Oczywiście, odpowiedź jest prosta – z internetu, dziś każdy może sobie zamówić w sieci wszystko, co tylko zapragnie.

PAP: Przypomniał mi się tu film z Leonardo di Caprio pt. „Co gryzie Gilberta Grape’a” – bohater musiał poradzić sobie ze swoją otyłą, schorowaną matką, która wymagała pomocy, ale jej także nie dało się wynieść z domu poprzez drzwi.

W.L.: To stary film, bodaj z 1993 roku, reżyser był prorokiem, gdyż dziś takie sytuacje to nie temat na film, ale szara rzeczywistość. I wielki problem. Choćby z tego powodu, że nośność łóżek w szpitalach jest ograniczona, podobnie jak nośność stołów operacyjnych. Osobie otyłej nie można zrobić badania za pomocą tomografu komputerowego, gdyż nie mieści się do tzw. tuby. Osobom otyłym nie można się wkłuć do układu żylnego, gdyż mają za dużo tkanki tłuszczowej.

Osoby otyłe źle się dializuje. Ablacje, dość powszechne zabiegi w kardiologii, mające na celu wyrównanie pracy mięśnia sercowego, są przez kardiologów niechętnie robione osobom, które ważą ponad 130 kg. W ich przypadku zaburzenia mają tendencję do powracania, a stoły, na których się takich pacjentów poddaje procedurze, zwykle mają nośność do 130 kg.

PAP: To są więc takie zupełnie przyziemne, fizyczne przeszkody?

W.L.: Oczywiście, że tak. Weźmy na przykład zwyczajne krzesło – jeśli ma poręcze, to zazwyczaj będzie za wąskie dla osób, które przychodzą do mojego gabinetu. Dla osób otyłych są zupełnie inne wózki inwalidzkie. Albo łóżka dla otyłych – o nośności powyżej 200 kg. – są ponad dwu i półkrotnie droższe od łóżek standardowych. Więc choćby z tego punktu widzenia nie jesteśmy gotowi do zajmowania się ludźmi, którzy mają aż taki nadmiar ciała.

PAP: Może przekroczę tutaj jakieś reguły poprawności politycznej, ale – moim zdaniem – nie powinniśmy być gotowi. Myślę tak, gdyż uważam, że przestawienie systemu służby zdrowia na leczenie otyłości oznaczałoby jej akceptację.

W.L.: Dążymy do tego, żeby zoptymalizować leczenie, ale, co chcę podkreślić – nikt nie jest otyły ze swojego wyboru. Otyłość jest chorobą, otyłość nie jest wyborem. I bardzo się cieszę, że otyłość przestaje być tabu. Coraz więcej osób trafiająca do specjalistów kierowanych jest przez lekarzy POZ. Oni także zrozumieli, że otyłość można leczyć, że istnieją narzędzia, które pozwalają się z nią zmierzyć i ostatecznie wygrać.

PAP: Proszę opowiedzieć o jeszcze innych barierach i niedogodnościach, z którymi spotykają się osoby otyłe.

W.L.: Jest ich wiele, poczynając od tego, że nie są w stanie dobiec do tramwaju, zmieścić się w bramce w metrze, czy na lotnisku, usiąść wygodnie w pociągu, wreszcie mówiąc kolokwialnie „się podetrzeć” – jak ktoś waży ponad 200 kg, to jest to poza jego możliwościami. Ciało wtedy składa się z setek fałd i fałdek, jeśli nie jest odpowiednio pielęgnowane, pojawiają się odparzenia i owrzodzenia.

Inna sprawa – ci pacjenci nie są w stanie założyć na stopy innych butów niż klapki czy japonki. Moim sukcesem jest również to, kiedy przychodzi pacjent po operacji i mówi: profesorze, proszę popatrzeć na moje stopy, założyłem na nie normalne buty, wiązane!

Autorka: Mira Suchodolska

__________

Źródło: naukawpolsce.pl
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP). Fot: Fotolia


Najnowsze wpisy

No post found

Mieszkasz za granicą? Z jakiego powodu nie zostaniesz powołany do wojska?

Z pewnością wiele osób mieszkających za granicą zastanawia się czy w razie wezwania do służby wojskowej musi wypełnić swój obowiązek. Na to pytanie odpowiedź jest jednoznaczna; z jednej strony obowiązek stawienia się na ćwiczenia wojskowe określa Rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej, z którego wynika, że obowiązkowi podlegają żołnierze rezerwy uznani za zdolnych do czynnej służby wojskowej w czasie pokoju, a także wszyscy obywatele polscy, którzy ukończyli 19. rok życia. Co ciekawe, w niektórych przypadkach wezwaniu podlegają również kobiety, np. pielęgniarki. Z drugiej strony, wezwaniu nie podlegają osoby, które zmagają się z chorobami i problemami zdrowotnymi.

„Sam fakt przebywania za granicą nie zwalnia z obowiązku stawienia się na ćwiczenia wojskowe lub do kwalifikacji wojskowej. Z obowiązku wyłączone są osoby, które mieszkają za granicą i zgłosiły to właściwym urzędom albo które mogą wykazać, że na stałe mieszkają za granicą.  Dowodem na stały pobyt za granicą może być brak meldunku na terenie RP lub zaświadczenie potwierdzającego stałe zamieszkiwanie na terytorium innego kraju”. – źródło: polskiobserwator

Dalsza część tekstu
pod materiałem naszej reklamy:

Kategorie wojskowe w Polsce?

A — zdolny do czynnej służby wojskowej,
B — czasowo niezdolny do czynnej służby wojskowej,
D — niezdolny do czynnej służby wojskowej w czasie pokoju,
E — trwale i całkowicie niezdolny do czynnej służby wojskowej w czasie pokoju oraz w czasie ogłoszenia mobilizacji i w czasie wojny.

Jakie choroby i problemy zdrowotne zwalniają na trwale lub czasowo z czynnej służby wojskowej?

  • wzrost poniżej 155 cm z zaburzeniami proporcji budowy ciała (kategoria D),
  • słaba budowa ciała upośledzająca sprawność ustroju (D),
  • słaba budowa ciała znacznie upośledzająca sprawność ustroju (E),
  • otyłość II stopnia (A/B),
  • otyłość III stopnia (D/E),
  • transseksualizm, Obojnactwo (E),
  • odwrotne położenie trzewi z zaburzeniami w ustroju (D).
  • zniekształcenie powiek upośledzające funkcję ochronną, przewlekłe choroby brzegów powiek lub spojówek i ich zrosty (o ile upośledzają ruchomość gałki ocznej lub powiek i powodują wysychanie rogówek),
  • poważna wada wzroku, jaskra — to najpoważniejsze wady wzroku, które przekreślają służbę w polskim wojsku,
  • brak obu gałek ocznych lub całkowita ślepota,
  • zwężenie przewodu słuchowego,
  • jednostronne lub dwustronne przytępienie słuchu,
  • jednostronny lub obustronny suchy ubytek błony bębenkowej,
  • jedno lub obustronna głuchota,
  • choroby przewlekłe takie jak np.: cukrzycą, nadczynnością tarczycy, nadciśnienie II i III stopnia oraz przewlekła niedokrwienna choroba serca,
  • przewlekłe choroby skóry szpecące lub upośledzające sprawność ustroju
  • ciała obce wgojone w powłoki zewnętrzne upośledzające sprawność ustroju,
  • torbiel włosowa nawrotowa po wielokrotnych (trzech i więcej) operacjach, niepoddająca się leczeniu,
  • blizny znacznie szpecące lub znacznie upośledzające sprawność ustroju,
  • schorzenia naczyń limfatycznych lub węzłów chłonnych upośledzające sprawność ustroju,
  • zniekształcenia czaszki oraz ubytki kości czaszki upośledzające sprawność ustroju,
  • przepukliny mózgu,
  • zniekształcenie języka upośledzające mowę lub połykanie,
  • zniekształcenie obojczyka znacznie upośledzające sprawność obręczy barkowej,
  • skolioza II i III stopnia i wady kręgosłupa wrodzone lub nabyte upośledzające sprawność ustroju,
  • garb,
  • astma oskrzelowa przewlekła łagodna.
  • Ważne! Niestawienie się do kwalifikacji wojskowej jest wykroczeniem i podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny. To czy obywatel polski przebywający za granicą podlega obowiązkowi kwalifikacji zawodowej i stawianiem się na ćwiczenia zależy od charakteru jego pobytu.

    Pełna lista z wykazem wszystkich chorób i problemów zdrowotnych dostępna jest na stronie Sejmu tutaj!

_________

Źródło: „Media”. Fot: Pexels


Najnowsze wpisy

No post found

Potwierdzono skutki uboczne u zaszczepionych. Naukowcy przebadali aż 99 mln osób!

Nie milkną dyskusje, w podzielonym społeczeństwie, na temat powikłań po szczepieniu na Covid-19. Najnowsze badania przynoszą naprawdę ciekawe wnioski. Według naukowców z Global Vaccine Data Network, specjalnej grupy badawczej przy Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), szczepionki na COVID-19 mogą zwiększyć ryzyko niektórych rodzajów zaburzeń pracy serca i mózgu. Naukowcy przeprowadzili ogromne badania na 99 mln osób zaszczepionych w ośmiu krajach. I choć badania są niepokojące to ostateczna konkluzja brzmi nie tyle zaskakująco ile alarmująco.

Według badań, szczepionki COVID-19 mogą zwiększać ryzyko niektórych zaburzeń kardiologicznych i neurologicznych. Wyniki wskazują również na zwiększone ryzyko wystąpienia takich chorób jak np: zapalenia mięśnia sercowego, zapalenia osierdzia, zespołu Guillain-Barre a także zakrzepów krwi po szczepieniach.

Dalsza część tekstu
pod materiałem naszej reklamy:

Od początku pandemii lekarze przyglądali się potencjalnym skutkom ubocznym, ale jak do tej pory nie przeprowadzono dotąd badania na tak ogromną skalę. Zbadano najpopularniejsze preparaty przeciwko COVID-19. W obserwowanej populacji w sumie podano 183,5 mln dawek Pfizera, 36,2 mln dawek Moderny i 23,1 mln dawek AstraZeneki. Lekarze zbadali wskaźniki występowania 13 schorzeń, które uznano za „zdarzenia niepożądane o szczególnym znaczeniu”. Wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie „Vaccine” – informuje Onet.pl za „Forbes”.

Wnioski lekarzy po przeanalizowaniu wyników badań:

1. Rzadkie przypadki zapalenia mięśnia sercowego zidentyfikowano po pierwszej, drugiej i trzeciej dawce szczepionek mRNA firm Pfizer-BioNTech i Moderna;

2. Ryzyko wystąpienia innej choroby serca, zwanej zapaleniem osierdzia, było 6,9-krotnie wyższe u osób, które przyjęły trzecią dawkę szczepionki firmy AstraZeneca, podczas gdy ryzyko po pierwszej i czwartej dawce szczepionki Moderna było odpowiednio 1,7-krotnie i 2,6-krotnie większe;

3. Ryzyko rozwoju rzadkiej choroby autoimmunologicznej: zespołu Guillain-Barre było 2,5 razy większe wśród osób, które przyjęły szczepionkę AstraZeneca. 3,2 razy większe w tej samej populacji było z kolei ryzyko wystąpienia zakrzepów krwi;

4. Z badania wynika, że ​​po podaniu szczepionki Moderna ryzyko rozwoju choroby neurologicznej, ostrego rozsianego zapalenia mózgu i rdzenia, było 3,8 razy większe, a po podaniu szczepionki AstraZeneca 2,2 razy większe;

Jednocześnie naukowcy podkreślają, iż ryzyko zapalenia mięśnia sercowego po drugiej dawce szczepionki przeciwko Covid wynosi 35,9 na 100 000 osób w porównaniu z ryzykiem 64,9 na 100 000 po zakażeniu Covid. Jak wynika z badania z 2023 roku opublikowanego w czasopiśmie Neurology, ryzyko wystąpienia zespołu Guillain-Barre po zakażeniu Covidem było 6-krotnie większe, a po szczepieniu tylko 0,41 razy większe w porównaniu z grupą kontrolną. (…) Ponadto ryzyko wystąpienia zdarzenia neurologicznego po zakażeniu Covidem było nawet 617 razy większe niż po szczepieniu przeciwko Covid, co sugeruje, że „korzyści ze szczepienia znacznie przewyższają ryzyko” – twierdzą badacze zajmujący się badaniem Vaccine. Chociaż większość Amerykanów otrzymała co najmniej jedną szczepionkę przeciwko Covid-19, zainteresowanie szczepionkami przypominającymi, które są aktualizowane w celu zwalczania nowych szczepów koronaawirusa, pozostaje na niskim poziomie.

A zatem pomimo tych badań i wniosków wyciągniętych przez naukowców, lekarze zapewniają, że o wiele bardziej ryzykowne byłoby nieprzyjęcie żadnej szczepionki przeciwko COVID-19. Według dyrektora generalnego firmy biotechnologicznej Centivax Jacob Glanville, który nie był zaangażowany w badanie: „szanse na wystąpienie wszystkich tych niepożądanych zdarzeń są nadal znacznie, znacznie wyższe w przypadku zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19), więc zaszczepienie się jest nadal zdecydowanie bezpieczniejszym wyborem”. – informuje Onet.pl

__________

Źródło: „Onet.pl”. Fot: Fotolia


Najnowsze wpisy

No post found

Ryanair! Rozmiar bagażu i zakazane przedmioty. Zapalniczka? Jakie są zasady w 2024 roku?

Jak dobrze wiemy, ulubiony przez Polaków przewoźnik co jakiś czas wprowadza nowe zasady. Jaki rozmiar bagażu podręcznego w Ryanairze, będzie musiał spełnić określone warunki w 2024 roku? I dlaczego? Co z zapalniczką?

Pamiętajmy: Jeśli bagaż podręczny jest za duży, i nie przejdzie przez bramkę wejściową na pokład to w takim przypadku zostanie on umieszczony w luku samolotu i będziesz musiał uiścić opłatę w wysokości 70,00 euro – mówi rzecznik irlandzkiej linii lotniczej.

Dalsza część tekstu pod materiałem naszej reklamy:

Okazuje się iż bagaż podręczny w Ryanairze musi zmieścić się koniecznie pod siedzeniem przed nami, dlatego też bezwzględnie musi mieć określone wymiary czyli maksymalne 40 cm x 20 cm x 25 cm. Pamiętajmy również, że musimy odpłatnie dodać do rezerwacji bagaż np.: na kółkach o wadze 10 kg o wymiarach nie większych niż 55 cm x 40 cm x 20 cm.

No dobrze, a co z zapalniczką?

W Ryanairze istnieją oczywiście zasady dotyczące tego, których przedmiotów nie możemy przewozić. Uwaga! Poniżej lista przedmiotów, których nie wolno przewozić ani w bagażu rejestrowanym a także podręcznym.

  1. Łatwopalne ciała stałe, substancje powodujące niebezpieczną reakcję chemiczną
  2. Materiał radioaktywny, w tym izotopy lecznicze lub handlowe
  3. Substancje żrące, w tym rtęć, akumulatory samochodowe i części zawierające paliwo
  4. Łącznie więcej niż jeden litr oleju jadalnego
  5. Urządzenia zasilane baterią litowo-jonową o mocy przekraczającej 160 watogodzin
  6. Inteligentne torby, z których nie została wyjęta bateria litowa
  7. Fajerwerki, flary, kanistry, materiały pirotechniczne
  8. Farba, terpentyna, benzyna, rozcieńczalnik do farb
  9. Alkohol o ABV powyżej 70 proc.
  10. Chemikalia, substancje toksyczne
  11. Łatwopalne ciecze, gaz
  12. Oraz zapalniczki

Jednocześnie, mimo tego, że co do zasady podróżujący nie może przewozić urządzeń emitujących ciepło, to zapalniczkę można wnieść na pokład samolotu, ale zwykle warunkiem jest posiadanie jej przy sobie, np. w kieszeni spodni.

Pamiętajmy również o tym, iż wszystkie płyny powinny być przewożone w pojedynczych, przezroczystych zamykanych torebkach o wymiarach 20 cm x 20 cm i pojemności do 1 litra. Ponadto musisz mieć możliwość całkowitego zamknięcia torebki i włożenia jej do bagażu podręcznego, pamiętając o tym, iż torebkę z płynami należy wyjąć z bagażu podręcznego do oddzielnej kontroli.

__________

Źródło: „Media”. Fot: Fotolia


Najnowsze wpisy

No post found

Rachunki za gaz w dół! Council tax w górę!

Według informacji brytyjskich mediów, rachunki za energię spadną w kwietniu o prawie 300 funtów rocznie dla gospodarstwa domowego zużywającego typową ilość gazu i energii elektrycznej. Z kolei miliony gospodarstw domowych w całym kraju czeka znaczny wzrost opłat Council Tax, po tym, jak rząd wyraził zgodę na podwyżki podatku powyżej wskaźnika inflacji. 

Liderzy lokalnych władz wraz z ekspertami ostrzegają, że niestety poprzez podniesienie council taxu obciążenie związane z kryzysem finansowym w samorządach zostaje przerzucane na najuboższe gospodarstwa domowe.

Dalsza część tekstu pod materiałem naszej reklamy:

GAZ I PRĄD
Firma konsultingowa Cornwall Insight prognozuje znaczący spadek opłat za energię. Obniżna cen może być nawet 15%. Jeśli prognozy sprawdziłyby się, roczny rachunek gospodarstwa domowego płacącego za pomocą polecenia zapłaty spadnie z obecnego poziomu 1 928 funtów do ok. 1 635 funtów. Limit cenowy, będzie obowiązywał od kwietnia 2024, i dotyczy on 29 milionów gospodarstw domowych w Anglii, Walii i Szkocji. Ponadto spodziewany jest kolejny spadek wysokości rachunków w lipcu do około 1465 funtów rocznie. Jednak według ekspertów przewidywania te mogą znacząco ulec zmianie w wyniku wydarzeń na świecie. Zasmucający jest jednak fakt, że nawet przy spadku cen, rachunki za energię dla wielu gospodarstw pozostaną problemem. Według szacunków, obecnie konsumenci są winni dostawcom energii ok. 2,9 miliarda funtów.

COUNCIL TAX
Nie jest to najlepsza informacja bowiem podwyżki prawdopodobnie wyniosą średnio 100 funtów w skali roku za podatek lokalny dla domów z kategorii D, zwiększając presję finansową na rodziny, przy inflacji wynoszącej obecnie 4%. Oczekuje się, że minister finansów Jeremy Hunt ogłosi cięcia w budżecie w marcu czyli przed zbliżającymi się wyborami powszechnymi. Liderzy lokalnych władz wraz z ekspertami ostrzegają, że niestety poprzez podniesienie council taxu obciążenie związane z kryzysem finansowym w samorządach zostaje przerzucane na najuboższe gospodarstwa domowe. Na pocieszenie minister ds. społeczności Michael Gove potwierdził, że gminy otrzymają 500 milionów funtów dofinansowania na opiekę społeczną.

Ponadto, minister ds. społeczności Michael Gove podkreślił: „Biorąc pod uwagę to nowe finansowanie, samorządy lokalne w Anglii odnotują w przyszłym roku wzrost dochodów o 4,5 mld funtów, czyli 7,5% w ujęciu nominalnym, co oznacza wzrost powyżej wskaźnika inflacji, z 60,2 mld funtów w latach 2023-24 do 64,7 mld funtów”.

__________

Źródło: BBC. Fot: Fotolia


Najnowsze wpisy

No post found

Nie imigranci, ale osoby, którym nie chce się pracować generują dług publiczny

Jak przekonuje na łamach „Daily Telegraph” prof. David Miles z Biura Odpowiedzialności Budżetowej (OBR), „To nie masowa imigracja, lecz aktywizacja zawodowa osób, które nie pracują i nie poszukują pracy, jest sposobem na zmniejszenie długu publicznego Wielkiej Brytanii”.

„Nowi imigranci, zwłaszcza jeśli przyjeżdżają na podstawie wiz pracowniczych, mogą przez kilka lat generować korzystny bilans dodatkowych wpływów podatkowych w stosunku do dodatkowych wydatków publicznych. (…)”

Dalsza część tekstu pod materiałem naszej reklamy:

Prof. David Miles ocenił reformy systemu zasiłkowego, które zachęciłyby więcej osób do powrotu do pracy jako „jednoznacznie korzystne” dla gospodarki Wielkiej Brytanii. Ekonomista zaznaczył, że „jest znacznie mniej jasne, czy utrzymujący się wysoki poziom imigracji netto w celu zwiększenia siły roboczej może wygenerować trwałą poprawę fiskalną”.

Jednocześnie David Miles, nie wzywa do cięcia określonych zasiłków, argumentuje za to, że korzystna byłaby taka reforma w Wielkiej Brytanii, która przywróciłaby na rynek pracy ludzi szczególnie nieaktywnych zawodowo, co zmniejszyłoby koszty ponoszone przez podatników. Według urzędu statystycznego ONS, 9,25 mln osób w Wielkiej Brytanii w wieku od 16 do 64 lat nie pracuje ani nie szuka pracy. Ponadto około 2,8 mln wypadło z rynku pracy z powodu stanu zdrowia. Należy jednak zauważyć, iż ta liczba znacząco zwiększyła się od czasu pandemii COVID-19.

Prof. David Miles z Biura Odpowiedzialności Budżetowej (OBR) mówi wprost: „Nowi imigranci, zwłaszcza jeśli przyjeżdżają na podstawie wiz pracowniczych, mogą przez kilka lat generować korzystny bilans dodatkowych wpływów podatkowych w stosunku do dodatkowych wydatków publicznych. Ale imigranci, którzy zostają, starzeją się i mają dzieci, więc korzystny stosunek podatków do wydatków nie utrzymuje się. A nawet jeśli korzystne skutki fiskalne utrzymują się, mogą one wynikać głównie z faktu, że wydatki rządowe na usługi publiczne (w szczególności na opiekę zdrowotną i edukację) spadają w przeliczeniu na mieszkańca, a jakość tych usług ulega pogorszeniu wraz ze wzrostem liczby ludności”

__________

Źródło: PAP. Fot: Fotolia


Najnowsze wpisy

No post found

Nałogometr ostrzega przed powrotem do nałogu – np. 2 dni wcześniej

Opracowane przez polskich naukowców bezpłatne oprogramowanie – Nałogometr – pomaga osobie walczącej z uzależnieniem wytrwać w abstynencji i zrozumieć, co powoduje poczucie “głodu” nałogowego. Algorytm może z wyprzedzeniem informować użytkownika o zwiększonym ryzyku powrotu do niepożądanych substancji czy zachowań.