Palenie jednorazowych e-papierosów wywołuje krwawienie do pęcherzyków płucnych. Mają zniknąć ze sprzedaży.

Palenie jednorazowych e-papierosów wywołuje groźną chorobę, jaką jest krwawienie do pęcherzyków płucnych, a także inną, potencjalnie śmiertelną: EVALI, czyli zespół ostrego uszkodzenia płuc – powiedziała PAP prezes Polskiego Towarzystwa Pneumonologii Dziecięcej prof. Katarzyna Krenke.

Zgodnie z zapowiedziami resortu zdrowia jednorazowe e-papierosy mają zniknąć ze sprzedaży w Polsce. Na razie jednak stanowią ulubioną używkę nastolatków i sieją w ich organizmach zniszczenie. „To są nastolatki – zwykle 14, 15, 16 lat. Na szczęście na razie nie mieliśmy nikogo poniżej 10. roku życia” powiedziała PAP prof. dr hab. n. med. Katarzyna Krenke

Dalsza część tekstu
pod materiałem naszej reklamy:

PAP: Czy w ostatnim czasie miała pani do czynienia z młodymi pacjentami, którzy z powodu palenia jednorazowych e-papierosów popadli w kłopoty zdrowotne?

Katarzyna Krenke: Tak, mam takie doświadczenia, do naszej kliniki trafiają pacjenci z takimi problemami. Do tej pory było ich kilkoro – z bardzo poważnym schorzeniem, jakim jest krwawienie do pęcherzyków płucnych. Innym powikłaniem, do jakiego może dojść na skutek palenia jednorazowych e-papierosów jest tzw. EVALI, czyli zespół ostrego uszkodzenia płuc w przebiegu inhalacji substancjami zawartymi w e-papierosach, ale ci pacjenci często najpierw trafiają do oddziałów intensywnej terapii. To jest choroba, która zaczyna się kaszlem, dusznością, przyspieszonym oddechem, ale szybko może dojść do niewydolności oddychania. Część z tych młodych ludzi wymaga wprowadzenia mechanicznej wentylacji, a w części przypadków to schorzenie kończy się zgonem. Znany jest też i opisany przypadek siedemnastolatka, który miał tak zniszczone płuca, że musiał przejść zabieg ich transplantacji. To najpoważniejsze powikłania, one są rzadkie, niemniej jednak dotykają bardzo młode osoby. To są nastolatki – zwykle 14, 15, 16 lat. Na szczęście na razie nie mieliśmy nikogo poniżej 10. roku życia.

PAP: Czy wiadomo, np. z wywiadu lekarskiego, jak długo i jak często nastolatki sięgały po tę używkę?

K.K.: Używały tych papierosów często, w zasadzie codziennie, przez cały czas. Pamiętam chłopca, to był 15-latek, który trafił do nas właśnie z krwawieniem do pęcherzyków płucnych, które manifestowało się krwiopluciem. Po wypisaniu ze szpitala, wrócił do domu i do e-papierosów, w efekcie czego trafiał do nas jeszcze dwukrotnie. Na szczęście wreszcie stwierdził, że nie będzie dalej ryzykował życiem.

PAP: Jakie substancje zawarte w e-papierosach sprawiają, że są one tak groźne?

K.K.: Cały czas trwają nad tym badania, pomału się tego dowiadujemy. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że w e-papierosach, szczególnie w jednorazowych, tych substancji szkodliwych jest bardzo dużo, zwłaszcza w tych z nie do końca sprawdzonego źródła – w ich przypadku po prostu nie wiemy, co się w nich znajduje. Co do jednej substancji nie ma wątpliwości – to nikotyna, która zwarta jest w wielu jednorazowych papierosach, taka sama, jak w „normalnych” papierosach, która silnie uzależnia i może doprowadzić do tego, że ci młodzi ludzie z e-papierosów przejdą na tradycyjne i będą palaczami w wieku dorosłym. Oprócz niej jest szereg różnych substancji, które w temperaturze pokojowej nie są szkodliwe dla płuc, ale podgrzane tworzą niezwykle toksyczną mieszankę. Kiedy dostaje się ona do płuc, może doprowadzić do bezpośredniego uszkodzenia struktur w układzie oddechowym, np. oskrzeli, naczyń krwionośnych, generuje także stres oksydacyjny: w jego trakcie powstają duże ilości wolnych rodników, które uszkadzają tkanki, co może mieć wpływ na rozwój nowotworów i szeregu innych chorób, takich jak przewlekła obturacyjna choroba płuc.

Jednak muszę przyznać, że jeśli chodzi o wiedzę na temat tych wszystkich mechanizmów wywoływanych paleniem e-papierosów, to – tak naprawdę – jesteśmy na takim samym etapie jak wówczas, kiedy wchodziły do użytku papierosy „klasyczne”. Przecież na początku one były reklamowane przez kobiety w ciąży, przez dzieci i były wręcz uważane za coś zdrowego. Sprzedawano je jako lek na astmę, a dopiero po latach okazało się, jakie wielkie szkody wyrządzają. Poza tym, czym innym jest bezpośrednia szkodliwość e-papierosów, którą możemy obserwować, a czym innym odległe skutki, jakie będzie miało ich używanie. Na razie dostępne są badania, które pokazują, że już po trzech do ośmiu latach inhalowania się substancjami w nich zawartymi może dojść do różnych chorób układu oddechowego, takich jak choćby zarostowe zapalenie oskrzelików – bardzo groźna choroba, która może prowadzić do niewydolności oddychania, konieczności wykonania przeszczepienia płuc czy nawet do zgonu. U części osób może także wystąpić włóknienie płuc, co także jest prostą drogą do niewydolności oddychan

Katarzyna Krenke, prezes Polskiego Towarzystwa Pneumonologii Dziecięcej, specjalistka pediatrii, hematologii i onkologii dziecięcej, chorób płuc oraz chorób płuc dzieci z Kliniki Pneumonologii i Alergologii Wieku Dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

__________

Źródło: PAP Nauka w Polsce
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
Fot: Internet


Zrób najważniejszy
Quiz w Twoim życiu!
Na poważnie i wesoło!

Jesteś zainteresowany
rozmową o ubezpieczeniu?
Wyślij do Nas Wiadomość

    badanie krwi bagaż brexit ceny chemioterapia council covid covid-19 czerniak deportacja Depresja dieta dom Dziecko e-papierosy emigracja gaz HIV krew kurczak macica migrena mięsaki mRNA młodzież nowotwór nowy lek ogrzewanie osobowość osocze otyłość pasażer pogrzeb policja polityka praca prostata przestępstwo płuca Quiz rachunki rak rodzice ryanair samolot supermarket szczepienia szczepionka tax Tusk UE warzywa wirus wizz air wojsko wstrząs wątroba śmierc żołnierz żywność

    Najnowsze wpisy

    Nowa walka z nowotworem. Personalizowana szczepionka mRNA przeciwko czerniakowi.

    W Wielkiej Brytanii naukowcy rozpoczęli testy pierwszej spersonalizowanej szczepionki mRNA przeciwko złośliwemu nowotworowi skóry, czyli czerniakowi. Przygotowywany specjalnie dla każdego pacjenta preparat skutecznie pobudza komórki układu odpornościowego do walki z nowotworem.

    Czerniak dotyka rocznie około 132 000 osób na całym świecie i jest największym zabójcą raka skóry. Obecnie główną metodą leczenia jest operacja, choć czasami stosuje się także radioterapię, leki i chemioterapię. Teraz eksperci testują nowe szczepionki, które są przygotowywane indywidualnie dla każdego pacjenta i nakazują organizmowi polowanie na komórki nowotworowe, aby zapobiec nawrotowi choroby.

    Dalsza część tekstu
    pod materiałem naszej reklamy:

    Badanie II fazy wykazało, że szczepionki radykalnie zmniejszają ryzyko nawrotu raka u pacjentów z czerniakiem. Obecnie rozpoczęto ostatnią fazę 3 badania, które jest prowadzone przez University College London Hospitals NHS Foundation Trust (UCLH).

    Doktor Heather Shaw, krajowa koordynatorka badania, stwierdziła, że wstrzyknięcia mają potencjał wyleczenia osób chorych na czerniaka i są obecnie testowane pod kątem innych nowotworów, w tym płuc, pęcherza moczowego i nerek.

    Szczepionka stanowi zindywidualizowaną terapię neoantygenową. Jego zadaniem jest pobudzenie układu odpornościowego, aby mógł on walczyć z określonym typem nowotworu i nowotworu u pacjenta.

    Szczepionka, znana jako mRNA-4157 (V940), celuje w neoantygeny nowotworowe, które u konkretnego pacjenta ulegają ekspresji w nowotworach. Są to markery znajdujące się na guzie, które mogą potencjalnie zostać rozpoznane przez układ odpornościowy.

    Wstrzyknięcie niesie kod dla maksymalnie 34 neoantygenów i aktywuje przeciwnowotworową odpowiedź immunologiczną opartą na unikalnych mutacjach nowotworu pacjenta.

    Aby go spersonalizować, podczas operacji pacjenta pobiera się próbkę guza, a następnie sekwencjonuje DNA i wykorzystuje sztuczną inteligencję. Rezultatem jest specjalnie skonstruowany zastrzyk przeciwnowotworowy, specyficzny dla nowotworu pacjenta.

    „Jest to terapia w dużym stopniu zindywidualizowana i pod pewnymi względami o wiele mądrzejsza niż szczepionka. Jest ona całkowicie dostosowana do potrzeb pacjenta – nie można terapi podać następnemu pacjentowi w kolejce, ponieważ nie można oczekiwać, że zadziała. Być może mają wspólne nowe antygeny, ale prawdopodobnie mają własne, bardzo indywidualne nowe antygeny, które są ważne dla ich nowotworu, dlatego jest ona naprawdę spersonalizowana”.

    Ostatecznym celem jest trwałe wyleczenie pacjentów z raka: „Myślę, że istnieje realna nadzieja, że będą to przełomowe rozwiązania w immunoterapii” – podsumowała Dr Heather Shaw.

    Globalne badanie III fazy obejmie teraz szerszą grupę pacjentów, a jego celem będzie rekrutacja około 1100 osób. Oddział brytyjski zamierza zatrudnić co najmniej 60–70 pacjentów w ośmiu ośrodkach, w tym w Londynie, Manchesterze, Edynburgu i Leeds.

    __________

    Źródło: „The Guardian”. Fot: Internet


    Zrób najważniejszy
    Quiz w Twoim życiu!
    Na poważnie i wesoło!

    Jesteś zainteresowany
    rozmową o ubezpieczeniu?
    Wyślij do Nas Wiadomość

      badanie krwi
      bagaż
      brexit
      ceny
      chemioterapia
      council
      covid
      covid-19
      czerniak
      deportacja
      Depresja
      dieta
      dom
      Dziecko
      e-papierosy
      emigracja
      gaz
      HIV
      krew
      kurczak
      macica
      migrena
      mięsaki
      mRNA
      młodzież
      nowotwór
      nowy lek
      ogrzewanie
      osobowość
      osocze
      otyłość
      pasażer
      pogrzeb
      policja
      polityka
      praca
      prostata
      przestępstwo
      płuca
      Quiz
      rachunki
      rak
      rodzice
      ryanair
      samolot
      supermarket
      szczepienia
      szczepionka
      tax
      Tusk
      UE
      warzywa
      wirus
      wizz air
      wojsko
      wstrząs
      wątroba
      śmierc
      żołnierz
      żywność

      Najnowsze wpisy

      Szczepionka przeciw HPV chroni przed różnymi rakami

      Ze wszystkich chorób Polacy najbardziej boją się nowotworów złośliwych. Mimo to nie korzystają ze szczepionek przeciw HPV, które chronią przed różnymi rodzajami raka – podkreślają eksperci. Jedynie 5 proc. dorosłych jest zaszczepionych przeciw temu wirusowi.

      Jest to wirus brodawczaka ludzkiego, który odpowiada niemal za 100 proc. przypadków raka szyjki macicy u kobiet, ale też za zachorowania na inne nowotwory złośliwe, w tym raka pochwy i sromu u kobiet, prącia u mężczyzn oraz u obu płci – raka odbytu, a także za znaczny odsetek nowotworów głowy i szyi, jak rak gardła, krtani i przełyku.

      Dalsza część tekstu
      pod materiałem naszej reklamy:

      Dr Tomasz Sobierajski, kierownik Ośrodka Badań Socjomedycznych Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim, przedstawił wyniki najnowszego badania na temat wiedzy Polaków i Polek o szczepieniach przeciw HPV.

      Z badania – przeprowadzonego przez Instytutu praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej oraz Ośrodek Badań Socjomedycznych i opisanego w raporcie – wynika, że trzy czwarte (73 proc.) respondentów słyszało o wirusie HPV. Jednak aż co czwarta osoba (27 proc.) nie potrafiła wskazać ani jednej choroby, którą może on wywołać. Co więcej, 20 proc. wskazało, iż HPV wywołuje opryszczkę, podkreślił prof. Sobierajski. Tymczasem jest ona wywoływana przez wirus opryszczki pospolitej – HSV. Wśród chorób, do których rozwoju może przyczyniać się zakażenie HPV, błędnie wymieniano też raka wątroby (7 proc.), swędzącą wysypkę (7 proc.) czy udar mózgu (2 proc.).

      Dr Sobierajski przypomniał, że z opublikowanego w lutym 2024 r. raportu pt. „Polki i Polacy a choroby i zdrowie” wynika, iż najbardziej spośród wszystkich schorzeń boimy się nowotworów – aż 62 proc. badanych wskazało na te choroby. „W najnowszym badaniu aż 85 proc. osób zadeklarowało, że gdyby istniała skuteczna szczepionka przeciw nowotworom, to by się zaszczepiły. Jednocześnie co drugi badany nie słyszał o szczepieniu przeciw HPV, a są to szczepionki niezwykle skuteczne, jeżeli chodzi o profilaktykę wielu nowotworów” – podkreślił specjalista.

      Dodał, że z powodu niedostatecznej wiedzy Polacy nie korzystają z tych szczepień. W badaniu jedynie 5 proc. respondentów przyznało, że jest zaszczepionych przeciw HPV; chęć zaszczepienia się przeciwko temu wirusowi wyraziła co czwarta osoba. Tymczasem z powodu raka szyjki macicy w Polsce codziennie wciąż umiera 5 kobiet, podkreślił socjolog. Są wśród nich również kobiety młode, które mają małe dzieci.

      Pierwsza szczepionka (tzw. 4-walentna) przeciw wirusowi HPV pojawiła się na światowych rynkach w 2006 r. Od tej pory do użycia weszły jeszcze: szczepionka 2-walentna oraz 9-walentna. Początkowo wprowadzono je jako profilaktykę zmian tzw. przednowotworowych w obrębie szyjki macicy, co miało skutkować zmniejszeniem zachorowań na raka tego narządu.

      „Badania potwierdziły, że szczepionka przeciw HPV nie chroni tylko przed rakiem szyjki macicy. To musi się przebić w świadomości społecznej, że HPV wywołuje również inne nowotwory” – podkreśliła dr Monika Wanke-Rytt, przewodnicząca Zespołu ds. Kontroli Zakażeń, zastępczyni kierownika Oddziału Klinicznego Obserwacyjno-Izolacyjnego i Pediatrii UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

      Na przykład szczepionka 9-walentna, która chroni przed rozwojem przewlekłego zakażenia dziewięcioma typami HPV (6, 11, 16, 18, 31, 33, 45, 52 i 58), okazała się skuteczna w profilaktyce zmian przednowotworowych i nowotworów szyjki macicy, sromu lub pochwy oraz odbytu, a także w profilaktyce brodawek narządów płciowych (tzw. kłykcin kończystych).

      Eksperci obecni na konferencji zwrócili uwagę, że onkogenne typy HPV są też coraz częstszą przyczyną nowotworów głowy i szyi, takich jak rak gardła, krtani, przełyku, migdałków. „Statystyki wskazują, że HPV ma udział aż w 50 proc. przypadków nowotworów głowy i szyi” – zaznaczyła dr Wanke-Rytt. Wśród innych czynników ryzyka tych chorób wymieniła też palenie papierosów i nadużywanie alkoholu. Jak podkreśliła, są to nowotwory bardzo okaleczające i trudne w leczeniu.

      „Kiedyś oceniano, że na nowotwory głowy i szyi chorują głównie osoby starsze, ale obecnie okazuje się, że coraz częściej są to pacjenci młodzi” – dodał dr Sobierajski.

      Zdaniem ekspertów brak wiedzy na temat szczepień przeciwko HPV w społeczeństwie i wśród lekarzy jest jedną z przyczyn niskiej wyszczepialności nastolatków w ramach Powszechnego Programu Szczepień przeciw ludzkiemu wirusowi brodawczaka (HPV). Od czerwca 2023 r. w ramach tego programu są one bezpłatne dla dziewcząt i chłopców w wieku 12 i 13 lat (tj. po ukończeniu 11. roku życia i przed ukończeniem 14. roku życia). Z danych podawanych przez Ministerstwo Zdrowia na różnych konferencjach prasowych wynika jednak, że dotychczas udział w programie wzięło zaledwie 20 proc. uprawnionych nastolatków.

      W programie dla nastolatków obecnie są dostępne bezpłatnie dwie szczepionki – 2-walentna i 9-walentna. Według dr Wanke-Rytt zaszczepienie jedną lub drugą jest obecnie wystarczające, by chronić przed najbardziej onkogennymi typami HPV, jednak przeciw brodawkom narządów płciowych i krtani ochroni tylko szczepionka 9-walentna. Tymczasem lekarze nie informują rodziców o tych różnicach, ocenił dr Sobierajski.

      O braku wiedzy na temat wirusa HPV świadczy też fakt, że większość uczestników najnowszego badania ocenia, iż nie jest nosicielem żadnego typu wirusa HPV.

      Jednakże kontakt z wirusem będzie mieć w ciągu życia aż 80 proc. aktywnych seksualnie osób, gdyż przenosi się on głównie drogą płciową. Dr Wanke-Rytt zwróciła uwagę, że wirusem tym można się zakazić (choć rzadziej) również podczas pobytu w saunie czy w toalecie w miejscu publicznym (jeśli mamy kontakt bezpośredni z deską klozetową). „Dzięki najnowszym badaniom okazało się też, że wirus HPV jest tak mały, iż prezerwatywy nie chronią w 100 proc. przed zakażeniem” – podkreśliła specjalistka.

      W jej opinii za mało mówi się o tzw. wertykalnej drodze zakażenia, tj. o tym, że matka może przekazać wirusa HPV dziecku w czasie porodu. Co więcej, badania dowodzą, że do zakażenia wirusem może dojść w łonie matki, bowiem HPV jest obecny w płynie owodniowym. Dr Wanke-Rytt przytoczyła przykład dziecka, które w wieku 1,5 roku miało brodawki narządów płciowych (kłykciny kończyste). Okazało się, że wirusa przekazała dziecku matka. „W pierwszych latach życia dziecka jego kontakt z mamą jest bardzo intensywny (…) i wtedy także może dojść do zakażenia” – wyjaśniła.

      Specjalistka podkreśliła, że szczepiąc się przeciw HPV nie chronimy wyłącznie siebie, ale możemy ochronić swoje dzieci m.in. przed nawracającymi brodawczakami krtani. „To jest koszmarna choroba. (…) Dzieci, u których rosną brodawczaki krtani początkowo mają tylko chrypkę, która się nasila. Powiększanie się brodawczaków powoduje pewne trudności z oddychaniem i wtedy dziecko trafia do szpitala. Problem w tym, że odrastają one szybko po wycięciu i dziecko do 5. roku życia może przejść nawet 100 operacji wycięcia brodawczaków. Można by tego uniknąć, gdyby mama się zaczepiła” – tłumaczyła dr Wanke-Rytt.

      Specjaliści zwrócili uwagę, że przeciw HPV można się zaszczepić w każdym wieku, a zakażenie jednym typem wirusa nie jest do tego przeciwwskazaniem i nie chroni przed innymi typami HPV. (PAP)

      __________

      Źródło: „PAP Nauka w Polsce” Joanna Morga. Fot: Pexels


      Zrób najważniejszy
      Quiz w Twoim życiu!
      Na poważnie i wesoło!

      Jesteś zainteresowany
      rozmową o ubezpieczeniu?
      Wyślij do Nas Wiadomość

        badanie krwi
        bagaż
        brexit
        ceny
        chemioterapia
        council
        covid
        covid-19
        czerniak
        deportacja
        Depresja
        dieta
        dom
        Dziecko
        e-papierosy
        emigracja
        gaz
        HIV
        krew
        kurczak
        macica
        migrena
        mięsaki
        mRNA
        młodzież
        nowotwór
        nowy lek
        ogrzewanie
        osobowość
        osocze
        otyłość
        pasażer
        pogrzeb
        policja
        polityka
        praca
        prostata
        przestępstwo
        płuca
        Quiz
        rachunki
        rak
        rodzice
        ryanair
        samolot
        supermarket
        szczepienia
        szczepionka
        tax
        Tusk
        UE
        warzywa
        wirus
        wizz air
        wojsko
        wstrząs
        wątroba
        śmierc
        żołnierz
        żywność

        Najnowsze wpisy

        Badanie krwi w UK może wykazać raka płuc. Zamiast chemioterapii, tabletka.

        Tysiącom pacjentów w Anglii z podejrzeniem raka płuc proponowane są badania krwi, które mogą wykazać, czy mogą uzyskać wcześniejszy dostęp do terapii celowanych. Test wyszukuje różnice genetyczne, aby pomóc w podjęciu decyzji o leczeniu. Niektóre nowotwory można leczyć za pomocą tabletek zamiast standardowej chemioterapii, co często oznacza mniej skutków ubocznych.

        „Myślałam, że to migrena, ale mój lekarz rodzinny powiedział, że muszę natychmiast jechać do szpitala. Natychmiast zrobiłam rezonans magnetyczny i tomografię komputerową, a po dwóch godzinach od przybycia do szpitala rozmawiałam z lekarzem onkologiem. Znaleźli siedem guzów w moim mózgu, które powodowały bóle głowy, ale dalsze badania wykazały, że mój pierwotny nowotwór znajdował się w płucach, gdzie mam trzy guzy”.

        Dalsza część tekstu
        pod materiałem naszej reklamy:

        Jak relacjonuje stacja BBC, chora na raka płuc Kat Robinson (33 l.) mogła przyjmować tabletki w domu zamiast leczyć się w szpitalu, dzięki czemu miała więcej czasu dla córki. Kat Robinson twierdzi, że powiedziano jej, że ma przed sobą co najmniej rok życia, ale być może jeszcze kilka.

        Jak czytamy w serwisie BBC, objawy Kat zaczęły się od bólu głowy, który nie ustąpił. Po dwóch tygodniach siostra namówiła ją, żeby poszła do lekarza. U Kat wykryto szereg problemów. Rak rozprzestrzenił się także na węzły chłonne i czaszkę. Zaproponowano jej badanie krwi, określane również jako „płynna biopsja”, która ma na celu wykrycie fragmentów DNA oderwanych od guza i znajdujących się w krwiobiegu. To tak zwane „krążące DNA nowotworu” ujawniło, że rozwój raka u Kat wynika z mutacji w genie ALK. Chociaż mutacja jest rzadka, często obserwuje się ją u młodszych pacjentów z niedrobnokomórkowym rakiem płuc, którzy podobnie jak Kat nie palą.

        Oznaczało to, że najlepszym dla niej leczeniem był lek celowany o nazwie brygatynib.

        „Przygotowywali mnie do radioterapii, a następnie chemioterapii, ale zamiast tego mogłam przyjmować tę codzienną tabletkę”. Kat twierdzi, że oprócz nudności miała bardzo niewiele skutków ubocznych. Kat zdecydowała się również szczerze porozmawiać ze swoją 11-letnią córką Paige na temat raka: Paige powiedziała, że przed diagnozą jej mama była bardzo skupiona na pracy księgowej, ale teraz zawsze ma dla niej czas.

        Kat jest świadoma, że kiedy brygatynib przestanie działać, może zastosować inny lek celowany, zanim będzie wymagała radioterapii i chemioterapii. Brygatynib ma cenę katalogową przekraczającą 5000 funtów miesięcznie, ale NHS wynegocjowała poufną zniżkę z producentem Takeda.

        Profesor Sanjay Popat, konsultant onkolog kliniczny w Marsden, twierdzi, że wykorzystanie badań krwi to „wspaniały pomysł” i oznacza, że pacjenci mają szybszy dostęp do odpowiedniego leczenia raka. Ponadto twierdzi, że brygatynib jest jedną z ośmiu ukierunkowanych metod leczenia niedrobnokomórkowego raka płuc, który stanowi co najmniej 80% przypadków raka płuc. Wszystkie te leki mają postać tabletek, które pacjent może przyjmować w domu. I dodaje: „Te tabletki są bardzo skuteczne, a ich profil skutków ubocznych jest bardzo dobry. Dla kontrastu, chemioterapia jest trudna, powoduje zmęczenie, może powodować nudności i wypadanie włosów”.

        Profesor Popat twierdzi, że stosowanie badań krwi lub „płynnych biopsji” prawdopodobnie rozszerzy się na raka piersi i nowotwory u dzieci.

        CZYM JEST NIEDROBNOKOMÓRKOWY RAK PŁUCA

        Rak płuca jest chorobą niejednorodną, która może różnić się podtypem histologicznym, agresywnością (stopniem zróżnicowania) oraz obecnością tzw. predykcyjnych czynników molekularnych. Jednym z najistotniejszych elementów diagnostyki jest właściwe i precyzyjne rozpoznanie histologiczne. Wśród niedrobnokomórkowych raków płuca wyróżnia się trzy podstawowe typy histologiczne:

        Rak płaskonabłonkowy płuc

        Ocenia się, że stanowi około 40% przypadków raka płuca. Jest zazwyczaj skutkiem palenia papierosów i zwykle ma swój początek w komórkach, z których jest zbudowany nabłonek wyściełający drogi oddechowe. Wykazuje tendencje do bardziej powolnego wzrostu niż inne postacie raka płuc i później daje przerzuty.

        Gruczolakorak płuca

        Uważa się, że gruczolakorak rozwija się z komórek gruczołowych zlokalizowanych w nabłonku wyściełającym drogi oddechowe. Często rozwijają się na zewnętrznej przestrzeni płuca i niekiedy już na wczesnym etapie mogą dawać przerzuty do węzłów chłonnych lub innych miejsc w organizmie. Ten podtyp występuje częściej u kobiet.

        Rak wielkokomórkowy płuca

        Jest postacią, która stanowi 10% wszystkich przypadków nowotworów płuc. Jest stwierdzany zazwyczaj u palaczy. Większość guzów wzrasta w kierunku dystalnym, ku brzegowi płuc. W każdym nowotworze płuca wyróżnia się kilka stopni zaawansowania. Stadium raka oznacza fazę rozwoju choroby oraz odpowiada na pytanie, czy choroba się rozprzestrzeniła i w jakim stopniu. Rak płuca najczęściej daje przerzuty do węzłów chłonnych, mózgu, kości, wątroby i nadnerczy – informuje zwrotnikraka.pl

        __________

        Źródło: „BBC”. „zwrotnikraka.pl” Fot: Fotolia


        Najnowsze wpisy

        Lek, który może spowolnić raka macicy zostanie wprowadzony w Anglii

        W całej Anglii NHS będzie wprowadzał lek, który może poprawić jakość życia setek kobiet chorych na raka macicy. Dostarlimab, znany również jako Jemperli, to immunoterapia, która działa poprzez przyciąganie określonych białek na powierzchni komórek nowotworowych, aby pomóc układowi odpornościowemu je zaatakować.

        Według Cancer Research każdego roku w Wielkiej Brytanii odnotowuje się 9700 nowych przypadków i 2400 zgonów z powodu nowotworów macicy. Dwie najczęstsze postacie to rak endometrium i mięsak macicy. Mięsaki to grupa nowotworów pochodzenia mezenchymalnego o dużej złośliwości i niekorzystnym rokowaniu. Najczęstszą lokalizacją mięsaków w obrębie układu rodnego jest macica. Szacuje się, że mięsak macicy stanowi 4-9% nowotworów zlokalizowanych w tym narządzie oraz 1% ogółu nowotworów ginekologicznych.

        Dalsza część tekstu
        pod materiałem naszej reklamy:

        Każdego roku kwalifikować się będzie do 200 pacjentów. Dowody sugerują, że lek stosowany równolegle z chemioterapią wydłuża oczekiwaną długość życia. Jest to przeciwciało monoklonalne, które przy każdym zabiegu podaje się w kroplówce przez pół godziny pod nadzorem lekarza. W badaniach klinicznych u 64% pacjentów otrzymujących Jemperli w skojarzeniu z chemioterapią nie zaobserwowano pogorszenia się stanu nowotworu po roku leczenia. Liczba ta była ponad dwukrotnie większa niż w przypadku samej chemioterapii i wyniosła zaledwie 24%.

        Z kolei, lek Dostarlimab został dopuszczony do obrotu przez Agencję Regulacji Leków i Produktów Opieki Zdrowotnej (MHRA) w październiku jako lek, który można stosować w skojarzeniu z chemioterapią w celu spowolnienia postępu nowotworów macicy i wydłużenia średniej długości życia pacjentki. Jest to pierwszy lek zarejestrowany przez MHRA jako lek pierwszego rzutu w leczeniu pierwotnie zaawansowanego lub nawrotowego raka endometrium.

        Najczęstszymi skutkami ubocznymi są niedoczynność tarczycy, wysypki skórne, suchość skóry, wysoka temperatura lub gorączka oraz podwyższony poziom enzymów wątrobowych we krwi.

        „Wprowadzenie tego leku jako leczenia pierwszego rzutu w ramach NHS to wspaniała wiadomość dla pacjentek cierpiących na tego typu raka macicy – ta nowa immunoterapia może zaoferować setkom kobiet nadzieję na cenny dodatkowy czas na dobre życie, zanim nowotwór się rozwinie”. – powiedział Profesor Peter Clark, kierownik funduszu leków na nowotwory (CDF) w NHS England

        __________

        Źródło: „The Guardian”. Fot: Internet


        Najnowsze wpisy

        Otyłość to śmiertelna choroba: niewydolność serca, cukrzyca, zaburzenia oddechowe, depresja…

        Otyłość jest, jak gdyby szczytem góry lodowej, pod którym tkwią: niewydolność serca, cukrzyca, zaburzenia oddechowe, niewydolność żylna, jak również zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego i zaburzenia psychiatryczne – pojawia się depresja. Więcej: otyłość sprzyja chorobom nowotworowym; dziś znamy dobrze zależność pomiędzy otyłością a nowotworami np. jelita grubego czy macicy u kobiet – mówi w rozmowie z PAP prof. Wojciech Lisik, krajowy konsultant transplantologii klinicznej.

        Mózg sam z siebie nie wie, że się najadł, musi dostać odpowiedni sygnał z przewodu pokarmowego. Jeśli nie dostanie takiej informacji, to nie kontroluje łaknienia. Jest takie powiedzenie, że „syty głodnego nie zrozumie”, i ono bardzo przylega do grupy osób otyłych. (…) Problem bardzo często zgłaszają panie – dla nich powszechnie dostępne rajstopy są za małe, nie są w stanie kupić sobie ubrań, wstydzą się pójść do sklepu, wstydzą się wyjść na ulicę. Wreszcie, jak bardzo utrudniona jest podstawowa toaleta i czynności higieniczne w przypadku zaawansowanej otyłości.

        Dalsza część tekstu
        pod materiałem naszej reklamy:

        PAP: Z doniesień, jakie do mnie docierają, wynika, że lekarze coraz częściej decydują się leczyć otyłość chirurgicznie, np. zmniejszając pacjentowi żołądek. Czy tak jest faktycznie?

        Prof. Wojciech Lisik: Nie wszystkie te operacje polegają na zmniejszeniu żołądka, ale wszystkie należą do grupy zabiegów tzw. chirurgii metabolicznej (kiedyś mówiło się bariatrycznej), czyli chirurgicznego leczenia otyłości, gdyż leczą one, bądź zapobiegają wystąpieniu chorób metabolicznych związanych z występowaniem otyłości, czyli tzw. powikłań otyłości.

        Ten wzrost istotnie nastąpił, a wzięło się to z dwóch rzeczy: po pierwsze rosnącej świadomości pacjentów, ale też lekarzy, którzy leczą takich chorych; te operacje stały się akceptowalne w szeroko rozumianym społeczeństwie. Po drugie zaś wynika to ze skuteczności tych operacji w leczeniu otyłości i jej powikłań; jest ona o wiele większa, niż leczenie zachowawcze.

        PAP: Na czym polegają te zabiegi?

        W.L.: Zanim do tego dojedziemy, trzeba sobie powiedzieć wprost, że otyłość jest chorobą. To nie tylko zaburzenie związane ze zwiększoną objętością ciała, z „inną urodą”, ale chorobą, której źródłem jest mózg, ośrodkowy układ nerwowy, a nie żołądek czy wątroba. Osoby otyłe mają zaburzone poczucie sytości po przyjmowaniu pokarmów, mają zaburzoną reakcję hormonalną przewodu pokarmowego na jego wypełnienie pokarmem. W przypadku osób szczupłych pojawia się granica sytości: ktoś je i w pewnym momencie ma dość, czuje się nasycony. W przypadku osób otyłych ta sytość pojawia się albo bardzo późno, albo nie nadchodzi prawie wcale. Chory ma już wypełniony cały żołądek, jelita, ale wciąż czuje się głodny, gdyż do mózgu nie dopływa sygnał „już jestem najedzony”.

        Kolejna rzecz to ta, że od 2012 leczenie chirurgiczne zaczęło być akceptowane w Polsce przez diabetologów, jako skuteczna terapia w przypadku chorych z cukrzycą typu 2., u których występuje nadmiar masy ciała – i to też wpływa na to, że takich zabiegów jest coraz więcej.

        Pytała pani, na czym one polegają – ingerujemy, różnymi metodami, w przewód pokarmowy – nie w ośrodkowy układ nerwowy – w taki sposób, aby zmniejszyła się pojemność żołądka i pojawił się sygnał, że pacjent już się najadł. Ingerujemy również w proces absorbcji substancji pokarmowych poprzez odpowiednią zmianę architektoniki przewodu pokarmowego.

        PAP: Spotkałam się z opinią, że otyłość to choroba śmiertelna. To prawda czy przesada?

        W.L.: Większość chorób nieleczonych, które się nie samoograniczają, prowadzi w konsekwencji do śmierci. Otyłość jest, jak gdyby szczytem góry lodowej, pod którym tkwią: niewydolność serca, cukrzyca, zaburzenia oddechowe, niewydolność żylna, jak również zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego i zaburzenia psychiatryczne – pojawia się depresja. Więcej: otyłość sprzyja chorobom nowotworowym; dziś znamy dobrze zależność pomiędzy otyłością a nowotworami np. jelita grubego czy macicy u kobiet. Takich nowotworów zależnych od otyłości mamy kilkanaście, a inne są przez otyłość stymulowane.

        PAP: Jaki jest mechanizm tej zależności i stymulacji?

        W.L.: To jest mechanizm przede wszystkim zaburzeń hormonalnych, które się pojawiają u osób otyłych. Do tego dochodzi zwiększony ładunek potraw wysokoprzetworzonych – jedzenie dobre, jest jedzeniem drogim, to „śmieciowe” jest tanie, więc najczęściej osoby otyłe jedzą właśnie takie. Zwiększa się aktywność adipokin, interleukiny, cytokin, które jak gdyby współistnieją z otyłością – a to rozpoczyna nowotworzenie. Otyłość jest przewlekłym stanem zapalnym, akumulowanie tłuszczu w komórkach tłuszczowych, w wątrobie, która zaczyna być bardzo duża i otłuszczona – to wszystko powoduje, że osoby otyłe są w przewlekłym stanie zapalnym – i to jest jeden z głównych przyczynków do nowotworzenia.

        PAP: Powiedział pan, że są różne metody wykonywania operacji metabolicznych. Proszę opowiedzieć, na czym one polegają.

        W.L.: Możemy wpłynąć na dwa mechanizmy, pierwszy to zmniejszenie możliwości przyjęcia pokarmu, np. robiąc rękawową resekcję żołądka: z żołądka, który ma kształt worka, robi się wąską rurkę, jakby rękaw, usuwa się dno żołądka, w którym znajdują się komórki odpowiedzialne za powstawanie uczucia głodu, co przekłada się na modulację hormonalną takiej osoby. Ta metoda operacyjna powoduje także opóźnienie opróżniania żołądka, czyli zmniejszenie perystaltyki, gdyż usuwamy również komórki, które te ruchy inicjują (nie wszystkie, one znajdują się także w innych miejscach przewodu pokarmowego). Poczucie sytości występuje więc nie tylko na skutek działalności hormonalnej, ale także wypełnienia tej części przewodu pokarmowego, która została. Inne operacje, np. gastric bypass, oprócz zmniejszenie objętości żołądka, powodują ominięcie części układu pokarmowego. Dzięki temu zmniejszamy wchłanianie, gdyż jeśli jelito jest krótsze, pokarm przebywa w organizmie krócej, mniej składników odżywczych jest absorbowane przez układ pokarmowy, więc nawet jeśli ładunek kaloryczny przyjętego pokarmu jest duży, to wchłania się tylko jego część.

        Kolejnym czynnikiem, który przyczynił się do upowszechnienia tych operacji jest to, że obecnie przeprowadzamy je metodami minimalnie inwazyjnymi, czyli nie przecinamy brzucha, nie robimy cięcia dwudziestocentymetrowego, po to, by dotrzeć do przewodu pokarmowego, tylko wkładamy, przez małe nacięcie o szerokości jednego centymetra, pięć narzędzi, za pomocą których robimy duży zabieg operacyjny. Chorzy rehabilitują się błyskawicznie, następnego dna po operacji wychodzą do domu, zamiast, jak kiedyś, leżeć w szpitalu nawet kilka tygodni.

        PAP: Jakie są wskazania do tego typu operacji?

        W.L.: Mamy tutaj dwie granice. Pierwsza – jeśli chory jest tylko otyły (i to musi być otyłość związana tylko z żywieniem, a nie z zaburzeniami endokrynologicznymi, które mogą spowolnić metabolizm, jak np. niedoczynność tarczycy), ma BMI (wskaźnik masy ciała) powyżej 40., a nie ma innych powikłań otyłości, jak cukrzyca, przewlekła niewydolność serca, obturacyjnego bezdechu sennego czy zaburzeń lipidowych – to taka osoba ma wskazania do operacji.

        Natomiast jeżeli takie choroby związane z otyłością występują, to wystarczy, że ma BMI powyżej 35, aby się kwalifikować do zabiegu. W tej chwili uważa się, że należy się zastanowić nad operacją u chorych z BMI powyżej 30., u których występuje cukrzyca typu 2., niedająca się leczyć w sposób zachowawczy.

        PAP: Na ile ważna w procesie leczenia jest świadomość pacjenta co do jego choroby oraz chęć współpracy z lekarzami i personelem medycznym?

        W.L.: To jest podstawowy warunek kwalifikacji do operacji. Jeżeli chory chce być zoperowany, musi mieć świadomość tego, że jest otyły. Musi wiedzieć, że otyłość doprowadzi do jego wcześniejszego zgonu, bo ci chorzy umierają 10-15 lat wcześniej, niż ich rówieśnicy z prawidłową masą ciała. Generalnie – jego zgoda na zabieg operacyjny musi być świadoma.

        Wymagamy od takich pacjentów, żeby w trakcie kwalifikacji do zabiegu schudli o osiem procent masy wyjściowej – jeśli to się to uda, jest dowodem, że chorzy są zdeterminowani, czyli będą w stanie utrzymać reżim, który występuje po zabiegu operacyjnym.

        Poza tym taki ubytek w pierwszej kolejności powoduje zmniejszenie objętości wątroby, bo wątroba chudnie najszybciej. A jeśli schudnie wątroba, to mamy większą przestrzeń do operacji, gdyż operujemy głównie pod wątrobą.

        Tak więc, jeżeli taki chory w okresie obserwacji, w okresie kwalifikacji, która trwa od trzech do sześciu miesięcy, jest w stanie zastosować się do naszych zaleceń i spełnić nasze oczekiwania, to jest on dobrym kandydatem do zabiegu bariatrycznego.

        PAP: Jaki odsetek tego typu zabiegów kończy się sukcesem?

        W.L.: To wszystko zależy od tego, jakie są oczekiwania pacjenta, bo czym innym jest sukces terapeutyczny z medycznego punktu widzenia, a czym innym jest sukces osobisty pacjenta. W przypadku sukcesu medycznego mówimy o skutecznym ubytku masy ciała, przynajmniej 70 proc. nadmiaru, w okresie roku-półtora od zabiegu operacyjnego. Ten nadmiar masy ciała oblicza się od wagi idealnej.

        Dam przykład: jeżeli hipotetycznie mam 180cm wzrostu, ważę 130 kg. (czyli moje BMI wynosi 40 kg/m2), to moja idealna waga wynosi 76 kg. a nadmiar masy ciała 54 kg. Jeśli uda mi się schudnąć 38 kg, czyli uzyskam wagę 92 kg., będzie to sukcesem z punktu widzenia medycznego.

        Obserwujemy jednak, że chorzy już kilka-kilkanaście dni po operacji wymagają zmniejszenia leków na cukrzycę. Kilka tygodni po ubytku wagi, nawet nie jakimś spektakularnym, wymagają zmniejszenia dawek leków na nadciśnienie, a po jakimś czasie u części tych chorych leki te są zupełnie odstawiane. To wszystko jest związanie nie tyle z ilością ubytku masy ciała, ale również z mechanizmem działania zabiegu operacyjnego. Więc jeśli dana osoba miała trudno prowadzącą się cukrzycę, jeśli miała niestabilne nadciśnienie tętnicze czy przewlekłą niewydolność serca, a te dolegliwości, te choroby zmniejszają swoje nasilenie lub wręcz ustępują, możemy wtedy również mówić o sukcesie z punktu widzenia medycznego, ale osobistego też.

        Inaczej jest, jeśli przychodzi pani, która ma 170 cm wzrostu, waży 125 kg, a chciałaby ważyć 55 kg, bo kiedyś tam, w okolicach matury, tyle ważyła – możemy nie osiągnąć takiego ubytku. Jeśli więc nie ma świadomości, jaki jest cel tego zabiegu, albo celem jest tylko osiągnięcie wymarzonej wagi, to może się okazać, że ten sukces osobisty nie zostanie osiągnięty nigdy, mimo że będzie sukcesem z medycznego punktu widzenia.

        PAP: Proszę wyjaśnić, dlaczego cofnięcie się chorób, bądź osłabienie ich nasilenia, nie jest tyle związane z utratą masy ciała, co z samym zabiegiem.

        W.L.: Jedno z drugim się wiąże, ale nie jest tak, że ilość zrzuconych kilogramów przekłada się bezpośrednio na poziom zmniejszenia objawów towarzyszących chorobom. Już sama ingerencja w przewód pokarmowy sprawia, że w organizmie pojawia się wrażliwość na hormony wydzielane przez jelita oraz w sposób istotny zmniejsza się poziom insuliny – to jest też bardzo ważny czynnik.

        PAP: Czy zdarza się, że pomimo udanej operacji, pomimo początkowego sukcesu terapeutycznego, chory wraca do poprzedniego stanu?

        W.L.: Do poprzedniego rzadko kiedy wraca, nie mniej zdarzają się takie osoby. Jedzenie, objadanie się jest uzależnieniem, daje bardzo podobne objawy psychologiczne, jak uzależnienie od alkoholu. I tak, jak wyleczonym alkoholikiem, tak samo osobą otyłą (z mentalnego punktu widzenia) jest się przez całe życie.

        Jest to inprint dotychczasowego trybu życia. Poza tym, przy dobrych „chęciach” nawet do malutkiego żołądka można wlać litr czekolady. Ubytek masy ciała po zabiegu to jest oczywiście wynik operacji, ale również zmiana trybu życia, przyzwyczajeń, postępowania dietetycznego. Kwestia świadomości, chęci podjęcia współpracy i wreszcie zgody na trzymanie reżimu wyznaczonego po operacji jest kluczem do osiągnięcia sukcesu. Dlatego, jak mówiłem, nie każdego chcemy zoperować, bo nie każdy osiągnie taki efekt, jaki sobie wymarzył.

        PAP: Rozumiem, że mimo zmniejszenia objętości żołądka, chory może nadal się objadać i ponownie go sobie rozpycha.

        W.L.: O to właśnie chodzi: jeżeli ktoś będzie jadł wysokokaloryczne produkty, takie, które w małej objętości mają bardzo duży ładunek kaloryczny, będzie pił napoje gazowane, które same z siebie rozciągają żołądek, to z biegiem czasu może się on rozciągnąć. Skrócony przewód pokarmowy też w pewnym momencie może przejąć funkcje tej części, która jest wyłączona, bo nawet jeśli ktoś ma krótkie jelito, to może ono zacząć bardzo intensywnie wchłaniać. Powtórzę: to kwestia świadomości, motywacji i celu. Dlatego niechętnie przyjmujemy do operacji osoby, których jedynym celem jest utrata wagi, żeby lepiej wyglądać, żeby nie mieć kłopotów z kupowaniem ubrań.

        PAP: Bo wszystko tkwi w głowie? Ci pacjenci nie wymagaliby operacji, gdyby się lepiej kontrolowali?

        W.L.: To nie jest takie proste. Mózg sam z siebie nie wie, że się najadł, musi dostać odpowiedni sygnał z przewodu pokarmowego. Jeśli nie dostanie takiej informacji, to nie kontroluje łaknienia. Jest takie powiedzenie, że „syty głodnego nie zrozumie”, i ono bardzo przylega do grupy osób otyłych.

        Wie pani, jaka jest nośność normalnego roweru, który można kupić w sklepie sportowym? To jest ok. 110-115 kg., co wynika z wytrzymałości kół, ramy, tych wszystkich podzespołów, które się nań składają. Rowerki treningowe dla osób ważących powyżej 150 kg. są o wiele droższe, niż te standardowe do 125 kg. Namawianie więc ludzi otyłych do tego, aby zwiększyli swoją aktywność fizyczną, bez wsparcia psychologa, dietetyka, wreszcie rodziny i całego jego otoczenia, nigdy nie będzie skuteczne; taka osoba nie wstanie nagle i nie zacznie spacerować po sześć kilometrów dziennie.

        PAP: Wiem, czym jest taki nienasycony głód, gdyż jako dziecko przechodziłam leczenie encortonem.

        W.L.: Sterydy świetnie działają przeciwzapalnie, ale w stopniu znacznym zaburzają układ endokrynologiczny i hormonalny i same z siebie powodują zwiększanie masy ciała.

        Muszę podkreślić po raz kolejny – nie ma jednej cudownej metody leczenia otyłości. Terapia powinna przebiegać na kilku płaszczyznach: behawioralnej – powinniśmy wpłynąć na nasze otoczenie, zmienić warunki w jakich żyjemy; terapia psychologiczna, która powinna określić cele i wesprzeć chorych w ich osiągnięciu. Terapia dietetyczna wreszcie, bardzo istotna, gdyż wprowadzenie odpowiedniego reżimu dietetycznego, przy zachowaniu objętości pokarmów dających wczesną sytość, może zmniejszyć ładunek kaloryczny spożywanych posiłków. Na koniec kuracja farmakologiczna: w tej chwili mamy leki, które działają na układ hormonalny przewodu pokarmowego, dzięki nim mózg chorego, nawet po małej porcji jedzenia, dostaje informację, że jego właściciel jest najedzony.

        PAP: Jak dużym problemem jest otyłość w naszym społeczeństwie?

        W.L.: W naszym badaniu POL-O-CARIA prowadzonym w grupie 1,5 mln aktywnych zawodowo Polek i Polaków pokazaliśmy, że co trzecia aktywna zawodowo kobieta ma nadwagę lub otyłość, natomiast taki problem ma aż 2/3 aktywnych zawodowo mężczyzn. Pozostaje jeszcze grupa osób nieaktywnych zawodowo. Ten problem dotyczy 45-50 proc. naszej populacji. Nasze nastolatki są w tej chwili najgrubsze w Europie. Teoretycznie, zabiegu bariatrycznego – z BMI powyżej 40 lub 35 w przypadku występowania powikłań otyłości – potrzebowałoby prawie milion osób. Jak widać, jest to poważny problem.

        PAP: Czym się różni nadwaga od otyłości?

        W.L.: To rozgraniczenie wymyślono już ponad sto lat temu: ci, którzy mają BMI do 25 mają prawidłową wagę ciała; ci, którzy mają BMI pomiędzy 25 a 30 mają nadwagę; między 30 a 35 to jest pierwszy stopnień otyłości; między 35 a 40 – drugi; a powyżej 40 mamy trzeci stopień otyłości.

        PAP: Ten trzeci stopień to już chyba krytyczny?

        W.L.: Trzeba by było zdefiniować, gdzie się zaczyna kryzys. Jedno jest pewne: chorzy z taką otyłością prawie nigdy nie osiągną satysfakcjonującego, długotrwałego ubytku masy ciała stosując tylko metodę zachowawczą. To są osoby, u których należy rozważyć operację bariatryczną – skierować je bez zwłoki do odpowiedniego ośrodka, który jest w stanie takich chorych dobrze ocenić, oszacować ryzyko operacji, oraz stwierdzić, czy dana osoba na taki zabieg jest na tyle gotowa, że można się spodziewać sukcesu terapeutycznego.

        PAP: Jakie jest ryzyko tego typu operacji, bo – jak przy każdych zabiegach – przecież istnieje.

        W.L.: Operacje bariatryczne wchodzą w grupę dużych zabiegów chirurgicznych, czyli takich, które obarczone są ryzykiem poważnych powikłań. Te powikłania mogą być związane zarówno z występowaniem chorób, które już otyłość u chorych wywołała, ale również mogą być spowodowane powikłaniami chirurgicznymi, które po takim zabiegu mogą się pojawić.

        Ale jest taka ciekawa praca: oceniono w niej ok. 65 tys. osób, które zostały zoperowane, a miały cukrzycę typu drugiego, i się okazało, że zabiegi bariatryczne są jednymi z najbezpieczniejszych zabiegów operacyjnych w tej grupie chorób. Tu podkreślono również, jak ważne jest przygotowanie do operacji – pacjent wymaga rozpoznania chorób, które przez chorobę mogły być wywołane, a jeśli były wcześniej rozpoznane i leczone, należy ocenić, czy leczenie było adekwatne.

        Ten przedoperacyjny ubytek wagi, o którym mówiłem, powoduje, że choroby istotnie zmniejszają swoje nasilenie, zmniejsza się zatem ryzyko powikłań okołooperacyjnych. Jednak, jak w przypadku każdej dużej operacji, ryzyko powikłań zawsze jest wkalkulowane w zabieg. Moją rolą jest zmniejszenie tego ryzyka, przez odpowiednie przygotowanie przedoperacyjne.

        Powiem jeszcze, że jesteśmy jedynym ośrodkiem w Polsce, który leczy operacyjnie osoby wymagające przeszczepów narządów – wątroby, nerek, jednak ze względu na swoją otyłość nie mogą być bezpiecznie zakwalifikowane do transplantacji. Takie osoby, często nie będące w stanie stosować się do reżimu leczenia zachowawczego otyłości, są przez nas kwalifikowane i operowane, ostatecznie obniżają swoją wagę, dzięki czemu mogą wejść na listę do przeszczepień.

        Mamy tez grupę osób, u których zaawansowanie niewydolności serca wymaga jego przeszczepienia, jednak ze względu na masę ciała i ryzyko operacji nie są kwalifikowane do transplantacji. Tutaj wykonanie zabiegu bariatrycznego otwiera im drogę do przeszczepienia, ale, co ciekawe, u części dochodzi do takiej poprawy funkcji serca, że już nie muszą być wpisani na listę transplantacyjną. Dochodzi do takiej poprawy funkcji tego organu, że przeszczepienie jest im do niczego niepotrzebne. Niesamowite, prawda?

        PAP: Niesamowite, jestem pod wrażeniem, Ale proszę wytłumaczyć, na ile współczynnik BMI jest precyzyjny, jeśli chodzi o kwalifikację do operacji bariatrycznych?

        W.L.: Samo BMI jest dość kiepskim parametrem, gdyż nie mówi o tym, czy ktoś ma nadmiar masy ciała, czy nadmiar tkanki mięśniowej, a w interesie pacjenta jest nie tyle sam ubytek wagi, co ubytek tkanki tłuszczowej – bo na tym polega problem otyłości. W związku z czym warto tych pacjentów zbadać na analizatorze składu masy ciała i ocenić, czy mają oni za dużo wody, za dużo tłuszczu, czy mają bardzo dużo mięśni. Nie każdy chory z BMI 35 ma wskazanie do zabiegu bariatrycznego, bo – tak, jak w przypadku chorych z niewydolnością serca, nerek czy niewydolnością wątroby – ten nadmiar masy może być spowodowany nadmiarem płynów ustrojowych.

        PAP: Albo gromadzeniem się tkanki tłuszczowej na brzuchu?

        W.L.: Są dwa podstawowe rodzaje otyłości: brzuszna i biodrowo-udowa. Otyłość brzuszna jest typowa dla mężczyzn, choć też występuje w przypadku kobiet, natomiast otyłość biodrowo-udowa jest charakterystyczna dla kobiet. Ta brzuszna jest związana z o wiele większym ryzykiem występowania chorób metabolicznych związanych z otyłością.

        Natomiast jakość życia ma też tutaj kolosalne znaczenie. Problem bardzo często zgłaszają nam panie – dla nich powszechnie dostępne rajstopy są za małe, nie są w stanie kupić sobie ubrań, wstydzą się pójść do sklepu, wstydzą się wyjść na ulicę. Wreszcie, jak bardzo utrudniona jest podstawowa toaleta i czynności higieniczne w przypadku zaawansowanej otyłości. I to wszystko możemy załatwić zabiegiem bariatrycznym: uzyskać poprawę jakości życia.

        PAP: Jakie są granice wieku pacjentów, kiedy mogą się poddać takiej operacji?

        W.L.: Kiedyś granicą był 60. rok życia. W tej chwili nie ma granicy wielu metrykalnego, oceniamy pacjenta pod względem biologicznym. Operujemy również osoby powyżej 65. roku, choć generalnie zabieg nie przedłuża im życia, gdyż najczęściej czas trwania chorób wywołanych przez otyłość był na tyle długi, że poczyniły one nieodwracalne zmiany narządowe.

        Jednak warto, bo poprawa jakości życia jest nieosiągalna innymi metodami zachowawczymi. Jestem chirurgiem ludzi dorosłych, mam możliwość operowania pacjentów powyżej 18 r. życia, ale obserwuję, że coraz więcej zabiegów bariatrycznych robi się u dzieci – chroniąc je przed nadmiarem masy ciała w dorosłości i przed wystąpieniem chorób metabolicznych przez tę otyłość wywołanych.

        PAP: Wstrząsające.

        W.L.: Wstrząsające, jak każda choroba, a otyłość jest chorobą. Bardzo duże znaczenie ma otoczenie, w jakim przebywają te dzieci. Tak samo, jak depresja, która jest dziś powszechna wśród najmłodszych, o czym się mówi dopiero od niedawna. Przy czym leki na depresję, choć wyrównują nastrój, często sprzyjają otyłości.

        Poza tym jedzenie daje przyjemność, wyzwala endorfiny, poprawia więc nastrój. Łatwy jest dostęp do słodyczy, produktów wysokoenergetycznych, które w dodatku są tanie. Rodzice, którzy kupują swoim dzieciom cukierki lub chipsy, zamiast wsłuchać się w ich potrzeby i nauczyć je zdrowego tryby życia, przykładają się do ich nieszczęścia.

        Co gorsza, dzieci nie chodzą na zajęcia wychowania fizycznego, opiekunowie „załatwiają” im zwolnienia. A nawet, jeśli wożą je np. na basen, to – jak obserwuję jeżdżąc tam z moimi pociechami – nie pływają z nimi. Siedzą na brzegu i patrzą, jak ich potomstwo tapla się leniwie w wodzie. Nie dają im przykładu, nie wdrażają schematu, który ich dzieci mogłyby przyjąć.

        PAP: Często słyszy się opinie, że otyłość w krajach rozwiniętych, jakim jest Polska, dotyka przede wszystkim uboższe warstwy ludności. Czy to się zgadza z pańską obserwacją?

        W.L.: Powiem przewrotnie, że na świecie więcej osób choruje na otyłość, niż cierpi z powodu niedożywienia. Tymczasem o niedożywieniu mówimy często, natomiast o otyłości – w tym kontekście – rzadko.

        Jedzenie dobre, jest jedzeniem drogim, jedzenie śmieciowe jest tanie i łatwo dostępne, ponadto daje błyskawiczne impulsy do głowy, sprawia przyjemność.

        Nie chciałbym tutaj wchodzić w tematykę bogactwa i biedy, ale, jak się przyjrzeć, to wśród np. aktorów czy innych celebrytów, nieczęsto zdarzają się osoby otyłe. Mamy kult szczupłego ciała.

        I dobrze, ja bardzo nie pochwalam tego, że ostatnio promuje się tzw. ciałopozytywność, rozumianą jako akceptację dla otyłości. Zaczyna się zrównywać osoby otyłe z osobami szczupłymi promując modelki w rozmiarach XXXL. Jestem temu przeciwny, i to nie ze względu na urodę, czy na samopoczucie. To jest cały proces, który powoduje destrukcję naszego organizmu.

        I znów wrócę do zabiegów bariatrycznych: dzięki nim zmniejszamy ryzyko wystąpienia chorób towarzyszących otyłości, a poprzez to zmniejszamy koszty leczenia tych chorób, a więc przyczyniamy się do bardziej ekonomicznego zarządzania środkami publicznymi. Koszty związane z takim zabiegiem nie są małe, ale, generalnie, są opłacalne w systemach, gdzie się liczy pieniądze.

        Z tego też powodu zabiegi bariatryczne zaczęły być finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, czyli płatnika wydającego na nie pieniądze. Po prostu: z perspektywy długoterminowej to się opłaca.

        Niemniej jednak nie tylko o koszty stricte medyczne tutaj chodzi. Zapewne pani słyszała o sytuacji, podczas której pewien dżentelmen miał zawał, ale, jako że był wielkiej tuszy, nie sposób go było wynieść na noszach poprzez drzwi, gdyż w nich się nie mieścił. Trzeba było wezwać straż pożarną, aby go ewakuowała przez okno. I tu pojawia się pytanie: skąd mężczyzna, który mieszkał sam, miał jedzenie? Oczywiście, odpowiedź jest prosta – z internetu, dziś każdy może sobie zamówić w sieci wszystko, co tylko zapragnie.

        PAP: Przypomniał mi się tu film z Leonardo di Caprio pt. „Co gryzie Gilberta Grape’a” – bohater musiał poradzić sobie ze swoją otyłą, schorowaną matką, która wymagała pomocy, ale jej także nie dało się wynieść z domu poprzez drzwi.

        W.L.: To stary film, bodaj z 1993 roku, reżyser był prorokiem, gdyż dziś takie sytuacje to nie temat na film, ale szara rzeczywistość. I wielki problem. Choćby z tego powodu, że nośność łóżek w szpitalach jest ograniczona, podobnie jak nośność stołów operacyjnych. Osobie otyłej nie można zrobić badania za pomocą tomografu komputerowego, gdyż nie mieści się do tzw. tuby. Osobom otyłym nie można się wkłuć do układu żylnego, gdyż mają za dużo tkanki tłuszczowej.

        Osoby otyłe źle się dializuje. Ablacje, dość powszechne zabiegi w kardiologii, mające na celu wyrównanie pracy mięśnia sercowego, są przez kardiologów niechętnie robione osobom, które ważą ponad 130 kg. W ich przypadku zaburzenia mają tendencję do powracania, a stoły, na których się takich pacjentów poddaje procedurze, zwykle mają nośność do 130 kg.

        PAP: To są więc takie zupełnie przyziemne, fizyczne przeszkody?

        W.L.: Oczywiście, że tak. Weźmy na przykład zwyczajne krzesło – jeśli ma poręcze, to zazwyczaj będzie za wąskie dla osób, które przychodzą do mojego gabinetu. Dla osób otyłych są zupełnie inne wózki inwalidzkie. Albo łóżka dla otyłych – o nośności powyżej 200 kg. – są ponad dwu i półkrotnie droższe od łóżek standardowych. Więc choćby z tego punktu widzenia nie jesteśmy gotowi do zajmowania się ludźmi, którzy mają aż taki nadmiar ciała.

        PAP: Może przekroczę tutaj jakieś reguły poprawności politycznej, ale – moim zdaniem – nie powinniśmy być gotowi. Myślę tak, gdyż uważam, że przestawienie systemu służby zdrowia na leczenie otyłości oznaczałoby jej akceptację.

        W.L.: Dążymy do tego, żeby zoptymalizować leczenie, ale, co chcę podkreślić – nikt nie jest otyły ze swojego wyboru. Otyłość jest chorobą, otyłość nie jest wyborem. I bardzo się cieszę, że otyłość przestaje być tabu. Coraz więcej osób trafiająca do specjalistów kierowanych jest przez lekarzy POZ. Oni także zrozumieli, że otyłość można leczyć, że istnieją narzędzia, które pozwalają się z nią zmierzyć i ostatecznie wygrać.

        PAP: Proszę opowiedzieć o jeszcze innych barierach i niedogodnościach, z którymi spotykają się osoby otyłe.

        W.L.: Jest ich wiele, poczynając od tego, że nie są w stanie dobiec do tramwaju, zmieścić się w bramce w metrze, czy na lotnisku, usiąść wygodnie w pociągu, wreszcie mówiąc kolokwialnie „się podetrzeć” – jak ktoś waży ponad 200 kg, to jest to poza jego możliwościami. Ciało wtedy składa się z setek fałd i fałdek, jeśli nie jest odpowiednio pielęgnowane, pojawiają się odparzenia i owrzodzenia.

        Inna sprawa – ci pacjenci nie są w stanie założyć na stopy innych butów niż klapki czy japonki. Moim sukcesem jest również to, kiedy przychodzi pacjent po operacji i mówi: profesorze, proszę popatrzeć na moje stopy, założyłem na nie normalne buty, wiązane!

        Autorka: Mira Suchodolska

        __________

        Źródło: naukawpolsce.pl
        Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP). Fot: Fotolia


        Najnowsze wpisy

        Badanie piersi

        Naukowcy pokazali, w jaki sposób chemioterapia nowotworów piersi może uszkadzać naczynia krwionośne.

        Naukowcy z Collegium Medicum UJ pokazali, w jaki sposób chemioterapia nowotworów piersi może uszkadzać naczynia krwionośne. Ich ustalenia są niezwykle istotne, ponieważ do tej pory wiele kobiet, które przeżyły raka piersi, umierało z powodu chorób układu krążenia. Zdaniem ekspertów odkrycie to może poskutkować zmianą postępowania terapeutycznego, co przyniesie duże korzyści tysiącom pacjentek.

        Prace nad szczepionką na raka płuc. Namnożyć własną armię komórek do walki z nowotworem

        Niektóre komórki odpornościowe umieją rozpoznać i zwalczać komórki raka. Polscy badacze chcą je pobierać z krwi pacjenta, namnażać i posyłać do walki z nowotworem. W Międzynarodowym Centrum Badań nad Szczepionkami Przeciwnowotworowymi (ICCVS) UGd trwają prace nad personalizowaną szczepionką na raka płuc.